Polak potrafi? Nie w budownictwie

04.09.2015

Od czasu do czasu w mediach pojawia się temat patrioty­zmu gospodarczego.

Dwa lata temu „Gazeta Wyborcza” zorganizo­wała nawet debatę poświęconą tej idei, której proszę nie mylić z gospo­darczym protekcjonizmem. Jednym z jej gorących orędowników jest wła­ściciel firmy Fakro Ryszard Florek. Jest on też założycielem fundacji „Pomyśl o Przyszłości”. Zaintereso­wanych odsyłam więc na jej stronę internetową. Można tam przeczytać m.in., że „konkurencja globalna przypomina gospodarcze mistrzostwa świata. W tej rywalizacji jesteśmy jedną drużyną. Jeśli w niej wygramy, to oprócz satysfakcji osiągniemy wyż­szy poziom życia”.

Niestety, odnoszę wrażenie, że na­sza branża budowlana w tych mi­strzostwach kompletnie się nie liczy. A uświadomił mi to najnowszy ranking 50 największych europejskich firm budowlanych, który co rok opracowu­ją eksperci firmy doradczej Deloitte. Jest w nim trzynaście spółek bry­tyjskich, sześć hiszpańskich, cztery szwedzkie, po trzy – francuskie, ho­lenderskie i włoskie. Po dwóch repre­zentantów mają Niemcy, Austriacy, Turcy, Portugalczycy, Finowie, Duń­czycy, a nawet Grecy. A Polacy? Ow­szem, mamy jedną firmę – Polimex-Mostostal, który uplasował się na ostatnim miejscu w tym zestawieniu. W ubiegłorocznym rankingu był jesz­cze Budimex, ale w Deloitte doszli do wniosku, że to nie polska spółka, sko­ro kontroluje ją hiszpańska.

Nie czepiałbym się tego rankingu, gdyby jego autorzy nie podkreśla­li tak mocno narodowego rodowo­du poszczególnych firm. Być może niechcący, ale dali w ten sposób do zrozumienia, że jesteśmy w Europie budowlanymi pariasami.

Wiem, przesadzam. Mamy wszak znakomitych fachowców. Jednak wku­rza mnie, że inne nacje, np. Hiszpanie, potrafiły wykorzystać boom w budow­nictwie po wejściu ich krajów do Unii Europejskiej. Dlaczego nam się to nie udało? Starsi budowlańcy najpewniej pamiętają działającą w latach 90. firmę Exbud i jej charyzmatycznego szefa – Witolda Zaraskę, który jak mantrę powtarzał, że w naszym kraju budownictwo powinno być narodową gałęzią gospodarki. Zaraska próbo­wał nawet stworzyć „narodowy hol­ding budowlany, mogący stawić czoła konkurentom z Zachodu”. Skończyło się to klapą fuzji z Budimeksem i koń­cem snu o potędze. Exbud połknęła szwedzka Skanska, a Budimex dostał  się w ręce hiszpańskiej grupy Ferro- vial. Ten sam los spotkał też wkrótce innych krajowych potentatów. Obec­nie mają oni francuskich, niemieckich, włoskich, austriackich czy hiszpań­skich właścicieli.

„Hiszpański” Budimex właśnie się po­chwalił, że jego łupem padło 30 proc. kontraktów drogowych, które w ostat­nich miesiącach ogłosiła Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA). Część tych kontraktów jest już zawartych, część czeka na sfina­lizowanie. Ich łączna wartość to ok. 7 mld zł! Jednak sukcesy akurat tej firmy mnie nie martwią. Daje ona bo­wiem zatrudnienie pięciu tysiącom Polaków i dość szczodrze zasila bu­dżet naszego państwa – w ubiegłym roku wpłaciła ok. 380 mln zł z tytułu podatków CIT, PIT (od wynagrodzeń pracowników) i VAT (niecały firmie udaje się odliczyć). Martwi mnie na­tomiast to, że do dużych publicznych przetargów stają firmy zagraniczne – nierzadko odnosząc w nich sukces – mające w naszym kraju co najwyżej biuro i kilkudziesięciu pracowników. Dla tych firm jesteśmy co najwyżej źródłem taniej siły roboczej. Także i to, a nie tylko najniższą cenę, roz­strzygający te przetargi urzędnicy powinni mieć na uwadze.

 

Marek Wielgo

Gazeta Wyborcza

www.facebook.com

www.piib.org.pl

www.kreatorbudownictwaroku.pl

www.izbudujemy.pl

Kanał na YouTube

Profil linked.in