Capex + Opex = TOTEX – czyli co zrobić, żeby poznać koszt życia projektu w okamgnieniu

24.11.2015

W Wielkiej Brytanii już w 2016 r. wszystkie budowlane zamówienia publiczne będą musiały być prowadzone w technologii/filozofii BIM.

Trzeba poznać całkowity koszt życia każdego projektu. Z takie­go założenia wyszła komisja po­wołana przy rządzie Wielkiej Brytanii dla usprawnienia systemu zamówień publicznych. Powszechnie wiadomo, że digitalizacja jest potrzebna. Nie ma także wątpliwości, że digitalizacja przyczyni się do usprawnienia pro­cesu budowlanego. Co więcej, każdy wie, że proces ten jest nieunikniony. Transformacja systemu z analogu do cyfry wymaga czasu, determinacji, jasno określonych celów oraz – co bardzo ważne – nakładów finanso­wych. Państwo musi zapewnić środki finansowe, aby mogła funkcjonować niezależna komisja składająca się z ekspertów nienarażonych na poli­tyczne turbulencje.

Zacznijmy jednak od początku. Capex (ang. capital expenditures), czyli wy­datki kapitałowe, oznaczają w ekono­mii wydatki związane bezpośrednio z rozwojem produktu. Przenosząc to na budowlane podwórko, można w uproszczeniu powiedzieć, że pod tym pojęciem kryją się wydatki po­noszone przez zamawiających, związane z samym kosztem wybudowa­nia obiektu. Wszystkie opracowania koncepcyjne, projekty i dokumenty pozwoleniowe oraz realizacja są właś­nie wydatkami kapitałowymi. Koniec i kropka. I ani grosza więcej.

Pojęcie opex (ang. operating expendi- tures), czyli wydatki operacyjne, ozna­cza z kolei wydatki ponoszone w trak­cie korzystania z produktu, związane z kosztami jego eksploatacji. W bu­downictwie do wydatków operacyjnych będą należeć wszystkie koszty związane z utrzymaniem wybudowanych obiektów, ponoszone od momentu roz­poczęcia ich eksploatacji.

W nomenklaturze ekonomicznej capex praktycznie zawsze będzie w konflik­cie z opex, ponieważ optymalizacja (obniżanie) kosztów operacyjnych bę­dzie powodować wzrost kosztów ka­pitałowych. Wiąże się to bezpośred­nio z innowacją i rozwojem nowych technologii, które są zawsze na po­czątku droższe od technologii już zna­nych i upowszechnionych. Ich zaletą jest jednak to, że są tańsze (bardziej efektywne) w trakcie eksploatacji. Niemniej skoncentrowanie się jedynie

na pojęciu opex nie musi skutkować powstawaniem doskonałych produk­tów (budowli), których początkowy koszt realizacji będzie bardzo wysoki, jednak w trakcie użytkowania będzie amortyzowany zarówno w aspekcie czysto finansowym (niższe koszty eksploatacyjne), jak i pod względem ochrony środowiska – w kontekście zrównoważonego rozwoju (ang. sustainable growth).

Otóż postawienie na ultrainnowacyjne podejście mające skutkować ultraoszczędnościami w trakcie użytkowania może wiązać się z ultrawysokim ryzy­kiem, że końcowy produkt będzie bar­dzo drogi i nie będzie działał. Sytuacja taka jest szczególnie niebezpieczna w sektorze budowlanym, w którym każdy projekt jest inny, a zbudowanie czegoś po raz drugi jest po prostu nierealne. Dla kontrastu można sobie wyobrazić pracę np. nad smartphonem. Steve Jobs (założyciel i prezes Apple) dysponował specjalnym taj­nym pomieszczeniem, w którym były tworzone i testowane nowe telefony, innowacyjne rozwiązania, nowe ma­teriały czy nowatorskie technologie.

Jobs był tak ekscentryczny, że pro­totyp, który mu się z jakichś wzglę­dów nie podobał, potrafił połamać, zniszczyć i wyrzucić do śmieci. Nad powstaniem doskonałego (i przełomo­wego) iPhone'a pracowano właśnie w taki sposób przez długie miesiące. W pewnym jednak momencie capex projektu był tak ogromny, że zarząd Apple zastanawiał się nad zawiesze­niem prac związanych z omawianymi technologiami właśnie ze względu na ogromne koszty kapitałowe. Wprowa­dzenie na rynek telefonów Apple oka­zało się jednak przełomowe, a zwrot ze sprzedaży i niskie koszty opex (czy raczej rozsądnie wysoka cena produk­tów) spowodowały, że firma Apple jest najwyżej wycenianą firmą na amery­kańskiej giełdzie, mając równocześnie niewyobrażalnie wysoką nadpłynność finansową.

Na rynku budowlanym trudno wy­obrazić sobie podobne jak w Apple podejście, oparte na tworzeniu fi­zycznych modeli rzeczywistych, go­towych budowli (czy przedsięwzięć budowlanych), które gdy nie działają, są niszczone i budowane od nowa. Absurd. Można, owszem, w ten spo­sób tworzyć innowacyjne elementy instalacyjne, materiały budowlane czy inne technologie, ale tylko do momentu, w którym ktoś w firmie nie powie: Stop. Koszty są już za wysokie.

W przemyśle budowlanym w każdym projekcie powinno się dążyć do racjo­nalnej równowagi między capex i opex. Z tego powodu tworzy się różnego ro­dzaju scenariusze, analizy techniczne, raporty, ekonomiczne analizy ROI (Re­turn on Investment, zwrot z kapitału; liczone są koszty capex + opex vs. zakładane przychody) mające na celu wypracowanie rozwiązania optymal­nego, czyli zbilansowanego z punktu widzenia użytkownika lub inwestora. W wariancie skromniejszym – naj­tańszym i niestety wszechobecnym

w naszej rzeczywistości – scena­riuszy takich nie ma, jest za to prywatna opinia autora projektu, który opierając się na doświad­czeniu lub innych pobudkach, tworzy opracowania projektowe, specyfikacje techniczne, opisy itp. często – co warto podkre­ślić – ze sobą niespójne. Do tego należy dodać niezaangażowanego inwestora, który chce mieć pro­dukt budowlany najtaniej (filozofia wszechobecnego w polskich za­mówieniach publicznych kryterium tzw. najniższej ceny), nieinteresującego się tym, co de facto kupuje, co dostanie oraz jakie będą koszty użytkowania (trzy lata gwarancji w pełni go zadowalają).

Niniejsze opracowanie ma nie być przejawem narzekania na rze­czywistość. Wręcz przeciwnie, zamierzam spojrzeć na przedstawiony problem nieco bardziej opty­mistycznie. Sądzę, że jesteśmy świadkami zmierzchu opisanego zjawiska. Przejawem działań w do­brym kierunku jest rekomendacja UE, zgodnie z którą wykonawcy zamówień publicznych mają być wyłaniani na podstawie całkowitego kosztu życia projektu, a nie kryte­rium najniższej ceny. Optymizmem napawają również wypowiedzi pre­zesa NIK otwarcie krytykującego zasadę najniższej ceny, optujące­go za wprowadzeniem kryterium najniższego kosztu całkowitego inwestycji, jak również draft nowego Prawa zamówień publicznych.

Tak naprawdę istnieje wiele pozy­tywnych od dawna już funkcjonu­jących metodologii, ułatwiających tego typu podejście, jak choćby warunki kontraktowe FIDIC DBO (Design Build Operate; projektuj, buduj i użytkuj), wycena kosztu życia projektu na podstawie nor­my ISO 15686:5 (Buildings and constructed assets – Service-life planning – Part 5: Life-cycle co- sting) czy wreszcie przełomowy BIM (Building Information Model- ling).

Nadszedł czas, aby wyjaśnić, czym w kontekście powyższych rozwa­żań jest użyte w tytule artykułu słowo TOTEX. Tym neologizmem posłużyła się komisja działająca przy rządzie Wielkiej Brytanii, ma­jąca zreformować budowlany sys­tem zamówień publicznych. Dopie­ro pojęcie TOTEX, określające nic innego jak sumę kosztów kapitało­wych i operacyjnych (czyli całkowi­ty koszt życia projektu), dotarło do wyobraźni angielskiego publiczne­go klienta (rządu Wielkiej Brytanii), który zgodził się w oparciu o usta­lenia specjalnie powołanej komisji rozpocząć już w 2011 r. potężny i innowacyjny program napraw­czy mający na celu obniżenie do 2016 r. o 20% kosztów budów i ilości emisji dwutlenku węgla. Prace nad wdrożeniem reformy są obecnie bardzo zaawansowane, zgodnie z planem w 2016 r. w Wiel­kiej Brytanii wszystkie budowlane zamówienia publiczne będą musia­ły być prowadzone w technologii/ filozofii BIM, tj. w formie w pełni cyfrowej, opierając się na rysun­kach 3D, bez użycia grama papie­ru. Technologia BIM będzie obowiązywała od początku projektu, czyli na etapie koncepcyjnym, oraz w dalszych fazach: projektowej, przetargowej, wykonawczej i, co najważniejsze, TOTEX – użytkowej. Głośne hasło Czas na zmianę w odniesieniu do angielskiego rynku budowlanego znalazło ujście. Dzię­ki temu Wielka Brytania w 2016 r. stanie się najbardziej zaawanso­wanym krajem świata w zakresie technologii BIM, funkcjonującej w oparciu o jednolite i wspólne narzędzia cyfrowe (system gwa­rantuje brak preferencji w zakre­sie dostawców oprogramowania), nowe metody współpracy (w glo­balnym i wirtualnym świecie bez granic) oraz standardowe inter­fejsy w trakcie realizacji przedsię­wzięć budowlanych (najbardziej ko­lizyjne elementy w trakcie procesu budowlanego). Za przykład może posłużyć wykonany już pilotażo­wy projekt odcinka londyńskiego metra (projekt 3D umożliwiający symulację funkcjonującego/użytkowanego obiektu). Dość powiedzieć, że ten odcinek został zbudowany cztery razy (!), w tym trzy razy za pomocą narzędzi BIM umożliwia­jących modelowanie obiektów bu­dowlanych i symulację ich działania w 3D. Czwarte podejście, czyli fizyczne wykonanie wspomnianego odcinka, nie przyniosło żadnych niespodzianek. Steve Jobs niszczył setki fizycznych prototypów tele­fonów. Technologia BIM umożliwia niszczenie i udoskonalanie obiektu budowlanego w nieskończoność, opierając się na modelach 3D, któ­re symulują działanie/funkcjonowanie obiektu i potrafią błyskawicznie i praktycznie bezbłędnie określić koszty capex i opex (TOTEX).

Jak wspomniałem na początku artykułu, tego typu podejście wy­maga m.in. centralnej (rządowej) inicjacji i determinacji zarówno w skali kraju, jak i w odniesieniu do firm funkcjonujących na rynku. Z pewnością system ten nie jest (i nie będzie) panaceum na wszyst­kie bolączki sektora budowlanego. Pozwala osiągać lepsze efekty i dawać nowe rozwiązania, ale jego kluczowym elementem jest zawsze człowiek, który go używa.

Czas na zmianę!

 

Marcin Mikulewicz

członek Zarządu SIDiR

ekspert Centrum im. Adama Smitha

współzałożyciel koła Młodych Profesjonalistów przy SIDiR

członek Zarządu Młodych Profesjonalistów przy EFCA

prezes Zarządu Konfederacji URBI

www.facebook.com

www.piib.org.pl

www.kreatorbudownictwaroku.pl

www.izbudujemy.pl

Kanał na YouTube

Profil linked.in