– Młodych nie stać nawet na ciasne klatki zwane dla niepoznaki mikroapartamentami, a półtora miliona Polaków nadal żyje bez łazienki. Z tym wszystkim nowy rząd zmierzy się na starcie – wylicza Hanna Gill-Piątek, posłanka na Sejm RP IX kadencji, odpowiadając na pytania Radosława Wojnowskiego, rzecznika prasowego PIIB.
Mamy trudną sytuację na rynku mieszkaniowym. Ten kryzys nie pojawił się nagle. Co w Pani ocenie było największą porażką ostatnich lat w tym sektorze?
Symbolem porażki programów mieszkaniowych ostatnich dwóch kadencji było oczywiście Mieszkanie Plus. Wiele powiedziano już o tym, co zawiodło, ale były też ukryte powody. Pamiętajmy, że Mieszkanie Plus było tylko pewną częścią Narodowego Programu Mieszkaniowego, który PiS wziął na sztandary, gdy doszedł do władzy. W tym programie znalazło się bardzo dużo innych założeń niż Mieszkanie Plus, np. dotyczących usprawnienia procesu inwestycji czy powstawania mieszkań socjalnych. Mieszkanie Plus miało być przeznaczone dla osób z tzw. luki czynszowej, czyli tych, których nie było stać na kredyt hipoteczny, a jednocześnie były w zbyt dobrej sytuacji, aby ubiegać się o mieszkanie komunalne.
Fot. archiwum prywatne
Jak duża miała to być grupa?
W 2019 r. według badań Fundacji Habitat for Humanity Poland te kryteria dotyczyły 40% Polaków. Rok temu eksperci SGH mówili nawet o 70%. Miały na to wpływ drastyczny wzrost cen mieszkań i zmniejszenie dostępności hipotek. Rządowy kredyt 2% i poluzowanie kryteriów KNF poprawiły sytuację jedynie na papierze, bo spirala cenowa znów się nakręca. Oczywiście nie każda z tych osób poszukuje mieszkania. Realny deficyt dostępnych cenowo mieszkań w zależności od sposobu obliczania szacuje się na 1,2–3 mln. To dużo. Do tej grupy adresują ofertę towarzystwa budownictwa społecznego, ale to kropla w morzu potrzeb.
To co Pani zdaniem poszło nie tak?
Błędnie zakładano, że samorządy entuzjastycznie wezmą udział w programie Mieszkanie Plus i Polska stanie się natychmiast placem budowy. A tymczasem samorząd bardzo często nie chce lub nie może realizować inwestycji mieszkaniowych. Nie zawsze chodzi o pieniądze, bo np. jak podał GUS, tylko 1/3 gmin miejsko-wiejskich i miejskich miała co najmniej 0,3 ha uzbrojonych terenów pod taką budowę. Dodatkowo pierwszy pilotaż prowadzony przez BGK Nieruchomości niósł pewne ryzyka. Samorządy nie chciały samodzielnie brać na siebie odpowiedzialności za prowadzenie takich inwestycji, a później ich utrzymanie i administrowanie nimi. To, jak wiadomo, generuje szereg problemów, bo mogą pojawić się komplikacje z najmem, długi czynszowe. W ubiegłym roku ponad 60% rodzin wynajmujących gminne mieszkania czynszowe zalegało z zapłatą, a w TBS-ach bardziej zbliżonych charakterem do tych obiektów, które miały powstać w ramach Mieszkanie Plus, poziom zadłużeń też nierzadko sięga 15%.
Problem niedoboru mieszkań miała rozwiązać także tzw. specustawa mieszkaniowa. Nie spełniła swej roli?
Wiosną tego roku było tylko trochę ponad 300 wynikających z niej uchwał gmin uzgadniających lokalizacje od początku istnienia tej ustawy, czyli od 2018 r. To niewielka ilość. Dla porównania warto spojrzeć na efekty małej wrzutki do Prawa budowlanego uchwalonej wraz z tzw. tarczą covidową w 2020 r. , która wprowadziła możliwość budowania czegoś, co potem nazwano apartamentowcami covidowymi, czyli budynków przeznaczonych teoretycznie do walki z pandemią, a możliwych do realizacji z ominięciem Prawa budowlanego, ustawy o ochronie zabytków i planów zagospodarowania przestrzennego. Informacji o tego typu budowach nadzór budowlany otrzymał 626, z czego ponad połowę już rozpoczęto. To dwa razy więcej niż uzyskano ze wspomnianej specustawy. Inna sprawa, że 1/3 tych tzw. apartamentowców covidowych okazała się niezgodna z przeznaczeniem.
Co jeszcze zawiodło w programie Mieszkanie Plus?
Niezłym pomysłem był w założeniu Krajowy Zasób Nieruchomości, pomyślany jako bank ziemi Skarbu Państwa. Jak to się skończyło, wszyscy wiemy. Okazało się, że nikt nie potrafi nawet dokładnie policzyć tych gruntów, a instytucje państwowe, takie jak np. Poczta Polska czy PKP, nie chciały przekazywać KZN swoich działek. Na koniec KZN stał się zwyczajnym łupem politycznym, a prowadzone przez tę instytucję społeczne inicjatywy mieszkaniowe na razie konsumują publiczne pieniądze bez znaczących efektów…
Wspomniała Pani o wrzutkach legislacyjnych. Miniona kadencja w nie obfitowała. Czemu miały służyć?
Zwykle doraźnym celom rządu czy jakichś grup, czasem były to przepisy motywowane porywami serca parlamentarzystów opcji rządzącej. A wiemy, co jest wybrukowane dobrymi chęciami. Te apartamentowce covidowe to tylko jeden z przykładów. Wprowadzono je na Komisji Zdrowia, bez konsultacji z Komisją Infrastruktury i w ogóle z kimkolwiek, kto rozumie sens procesu inwestycyjnego. Czasem miałam wrażenie, że niektórzy parlamentarzyści chcą zapisać się na kartach polskiej historii przez wprowadzenie kolejnych specustaw, np. dotyczących budowy strzelnic na uczelniach czy silosów. Te projekty powstawały w kompletnej próżni, tak jakby osoba, która je proponowała, w ogóle nie wiedziała, że istnieją jakieś przepisy budowlane lub planistyczne. Często niosły za sobą groźne konsekwencje, takie jak próba wpisania do katalogu celu publicznego mętnie określonych „innych inwestycji kształtujących postawy patriotyczne i wychowanie w poczuciu odpowiedzialności za państwo polskie”. A to przecież może być wszystko. Skandalem była sierpniowa wrzutka o planie miejscowym wydawanym przez wojewodę, która weszła poprawką do reformy planowania. Kolejny poselski pomysł – obowiązkowy normatyw parkingowy dla inwestycji lokowanych specustawą mieszkaniową
nakręci jeszcze spiralę cen. Długo by wyliczać. W tym miejscu muszę też pochwalić współpracę z podmiotami opiniującymi proponowane zmiany, szczególnie z Polską Izbą Inżynierów Budownictwa. Zawsze przed posiedzeniem Komisji Infrastruktury dostawaliśmy pełne stanowisko, co pozwalało nam znacznie lepiej zapoznać się z różnymi aspektami danych projektów i przewidzieć skutki ich ewentualnego wejścia w życie. Ta współpraca była bardzo dobra i merytoryczna.
Co będzie dalej? Czy w Pani ocenie programy kredytowe wyciągną nas z tego kryzysu mieszkaniowego?
Proszę zwrócić uwagę, że 8 lat temu rząd zaczął od wielkich założeń wspierających dostępność mieszkań dla osób o umiarkowanych dochodach, a skończyło się na narzędziach popytowych dla tych, którzy i tak są zasobni i mają zdolność kredytową. Przykłady to dopłata do wkładu własnego czy bezpieczny kredyt 2%. Przez ten czas wiceminister budownictwa zmieniał się pięć razy, padły programy domów drewnianych i domów 70 m2 na zgłoszenie, zaginęła w boju ustawa o REIT-ach. Młodych nie stać nawet na ciasne klatki zwane dla niepoznaki mikroapartamentami, a 1,5 mln Polaków nadal żyje bez łazienki. Z tym wszystkim nowy rząd zmierzy się na starcie. Wiemy już, że bezpieczny kredyt 2% wcale bezpieczny nie jest, bo gwałtownie nakręcił spiralę cen. Ekonomiści wyliczają, że w listopadzie wartość umów przebiła czterokrotnie założenia i osiągnęła ponad 12 mld zł. Oznacza to, że prawdopodobnie w lutym przyszłego roku ten system się zapcha i nastąpi koniec programu. Bo jak wczytamy się w ustawę, to zauważymy, że w kolejnych 4 latach ilość pieniędzy na dopłaty ma się zwiększyć, ale potem fundusze wpisane do ustawy spadną. Tak jakby ustawodawca zapomniał, że państwo ma dźwigać te kredyty przez 10 lat. Po tym okresie kończy się wsparcie i dopiero wtedy dla kredytobiorców mogą zacząć się problemy. Niestety, to nie ma się prawa udać, choć rzeczywiście jest to jedyny program mieszkaniowy ostatnich rządów, którym masowo zainteresowali się Polacy.
Jaki program zaproponujecie?
O jego kształcie zdecyduje nowy rząd. Ze swojej strony radziłabym przede wszystkim pozbyć się złudzeń, że wymyślimy cudowne panaceum. Program mieszkaniowy powinien być kompilacją rozwiązań, bo nie ma jednej, magicznej recepty na przełamanie kryzysu mieszkaniowego. Sztandarowym pomysłem Koalicji Obywatelskiej jest kredyt 0%, który wzbudził wiele emocji. Da się jednak tak ustawić jego zasady, żeby one były sprawiedliwe i nie pompowały cen. Z głową sformułować kryteria dochodowe, terytorialne, dodać warunek efektywności energetycznej. Jednocześnie to powinno być jedno z wielu dostępnych rozwiązań. Ich propozycje już są w programach partii, które sformują nowy rząd. KO postulowało też ciekawą preferencyjną pożyczkę na remont, dopłaty do najmu, realną pomoc samorządom w odnowie zasobu i przekazanie im gruntów KZN. Lewica stawiała nowe inwestycje realizowane przez gminy czy spółdzielnie, przeznaczone wyłącznie na wynajem. Trzecia Droga miała ciekawy pomysł na budownictwo modułowe, które przeżywa na świecie swój renesans. Zwracam uwagę, że nie są to ścieżki sprzeczne, gdyż każdą z nich można realizować jako równoległy program. Na pewno trzeba zadbać o stabilizację, bo nie da się prowadzić polityki mieszkaniowej wrzutkami do ustaw i personalną karuzelą. Tu pojawia się pomysł wydzielenia ministerstwa budownictwa lub odnowienia urzędu ds. mieszkalnictwa. Warto mądrze odświeżyć pomysł ustawy o REIT-ach. Konieczne jest też rzetelne zapanowanie nad bałaganem w przepisach budowlanych oraz planistycznych, co obniży koszty inwestycji. Jest co robić i wierzę, że przy odrobinie dobrej woli mogą przyjść lepsze czasy dla mieszkalnictwa.
Rozmawiał Radosław Wojnowski
Fot. Stach Leszczyński/PAP
Hanna Gill-Piątek – posłanka IX kadencji Sejmu RP. Pracowała w Komisji Infrastruktury oraz Podkomisji ds. budownictwa oraz gospodarki przestrzennej i mieszkaniowej. Przewodnicząca Parlamentarnego Zespołu ds. Miast. Wcześniej pracowała z samorządami, pomagając im przeprowadzać odnowę zaniedbanych obszarów w programach Ministerstwa Rozwoju i Związku Miast Polskich. Stworzyła też pierwsze w Polsce Krajowe Centrum Wiedzy o Rewitalizacji, przygotowując Łódź do tego procesu w latach 2014–2016. Autorka publikacji oraz ponad 3 tys. interpelacji i zapytań do rządu, w tym serii dotyczącej narzędzi oraz realizacji polityki mieszkaniowej.
Przeczytaj też:
Branża budowlana potrzebuje stabilnego systemu prawnego
Apel PIIB o utworzenie ministerstwa budownictwa