Niewolnictwo na budowach

10.06.2016

Od dawna głoszę tezę, że branży budowlanej najbardziej szkodzi nieuczciwa konkurencja.

Niestety, odnoszę wrażenie, że służby państwowe tolerują taki stan rzeczy. Ale – do licha – dlaczego tolerują go także przedsiębiorcy? Ostatnio „Wyborcza” opisywała przypadki zatrudniania na budowach w Warszawie, Wrocławiu, Katowicach, Krakowie, Łodzi i Słupsku niewolników z Korei Północnej. Użyłem słowa niewolników świadomie, bo nie sposób nazwać pracownikiem kogoś, kto za ciężką pracę dostaje… 300 zł miesięcznie! Nie wiadomo, ile polski przedsiębiorca płaci koreańskiemu dostawcy siły roboczej, ale domyślam się, że obydwaj są zadowoleni z takiej współpracy.

I proszę nie mówić, że to nie wyzysk, bo taki „pracownik” ma zapewnione zakwaterowanie oraz wyżywienie. Wciąż mam jednak nadzieję, że w tej sprawie zabiorą wreszcie głos przedsiębiorcy konkurujący z firmami mającymi takich „pracowników”. Tak było m.in. w Czechach, gdzie już 10 lat temu – po artykułach „New York Ti- mesa” o Koreankach szyjących w tym kraju mundury w zamian za głodowe pensje – opinia publiczna zmusiła swój rząd, by zabronił zatrudniania robotników z Korei. Także Bułgaria i Rumunia zrezygnowały z wyzysku. Tymczasem docierają do mnie sygnały, że zjawisko wyzysku u nas się nasila, a ofiarą padają na ogół ukraińscy robotnicy. I także w tej sprawie nie słychać głosów sprzeciwu przedsiębiorców.

O tym, jak taki sprzeciw jest ważny, niech świadczą obowiązujące od stycznia zmiany przepisów, które dotyczą rynku wyrobów budowlanych. Otóż istną plagą stało się zaniżanie deklarowanych przez ich producentów parametrów użytkowych. Na szczęście grupa firm zrzeszonych w Związku Producentów Materiałów dla Budownictwa zaczęła piętnować tego rodzaju praktykę. Związek alarmował, że w wielu przypadkach jest to zamierzone działanie producentów, że obniżają oni koszty, aby zyskać przewagę konkurencyjną. Najgorsze w tym wszystkim było to, że działali oni w poczuciu bezkarności, bo nadzór budowlany kontrolował głównie to, czy wyroby są wprowadzone do obrotu legalnie – czy mają stosowne oznakowanie i dokumenty. Natomiast bardzo rzadko nadzór sprawdzał właściwości użytkowe legalnych wyrobów, np. czy produkowane seryjnie okna energooszczędne są takimi w rzeczywistości albo czy styropian i klej używany do ocieplenia domów mają zadeklarowane przez producenta właściwości. Kupując te wyroby, musieliśmy więc wierzyć producentom na słowo. Ile jest ono warte?

W ubiegłym roku nadzór budowlany zlecił badanie 345 wyrobów, co do których wojewódzcy inspektorzy nadzoru budowlanego mieli podejrzenie, że ich jakość jest gorsza, niż deklarują producenci. I potwierdziło się to w – uwaga! – 207 przypadkach. Najgorzej wypadły „wyroby izolacji cieplnej”, m.in. styropian – na 105 próbek aż 88, czyli 84%, miało zaniżone parametry w stosunku do deklarowanych przez producentów. Sęk w tym, że obowiązujące do końca ubiegłego roku prawo zabraniało ujawniania ich nazw.

Od stycznia to się zmieniło. Główny Urząd Nadzoru Budowlanego (GUNB) ujawnił pierwszego producenta płyt styropianowych, którego nadzór budowlany przyłapał na zaniżaniu ich właściwości użytkowych. Taka firma jest obciążana kosztami badań. Ponadto musi wycofać z rynku lub zniszczyć zakwestionowane wyroby. I to wszystkie obecne na rynku, w sklepach i hurtowniach, a nie – jak w poprzednich latach – jedynie felerną partię. O wiele bardziej dolegliwy dla firm, które znajdą się na czarnej liście GUNB, może być jednak cios w ich wizerunek. Dlatego spodziewam się, że podniosą one krzyk, że padły ofiarą wojny konkurencyjnej. Wolne żarty. Przecież chodzi właśnie o to, żeby konkurencję wygrywało się w sposób uczciwy. Wtedy na rynku zostaną najlepsi.

 

Marek Wielgo

Gazeta Wyborcza

www.facebook.com

www.piib.org.pl

www.kreatorbudownictwaroku.pl

www.izbudujemy.pl

Kanał na YouTube

Profil linked.in