Projektowanie i realizacja innowacyjnych budowli jest bez wątpienia najcenniejszym świadectwem ludzkiej kreatywności. Do dziś podziwiamy mistrzowskie osiągnięcia rzymskich budowniczych, takie jak budowle kubaturowe, drogi, mosty i akwedukty, w tym wspaniały Pont du Gard wybudowany dwa tysiące lat temu.
Po upadku Cesarstwa Rzymskiego imponująca sztuka budowania dróg i mostów została w dużej mierze zaprzepaszczona na blisko tysiąc lat. W późnym średniowieczu sztuka budowania koncentrowała się na wznoszeniu imponujących kościołów, katedr i zamków. W całym tym okresie twórczość budowlana, stanowiąca trwałe świadectwo rozwoju cywilizacji, była wysoko ceniona. Niestety, ostatnio uznanie dla inżynierii – mimo niewątpliwych jej osiągnięć – maleje, podobnie jak prestiż inżyniera budowlanego, którego praca jest utrudniana stałym napływem restrykcyjnych norm i rozporządzeń oraz zalewem szczegółowych wytycznych, często dowolnie interpretowanych przez urzędników podejmujących decyzje.
Relacja architekta i inżyniera budowlanego
Zalew biurokratycznych rozporządzeń spowodował między innymi, że obecnie decydująca rola, jaką odgrywają inżynierowie budowlani w tworzeniu kultury i przestrzeni życiowej, staje się ledwie dostrzegalna. Oznaką tej godnej ubolewania sytuacji jest fakt, iż często, niezależnie od koncepcyjnego i twórczego wkładu inżynierów w rozwiązania konstrukcyjne projektów, są oni usuwani w cień przez architektów, którzy niejednokrotnie jedynie sobie przypisują autorstwo projektu. Istnieją wprawdzie przykłady, że przy odpowiednim podziale ról i wzajemnej konsultacji współpraca pomiędzy inżynierami oraz architektami może być owocna, a nazwiska inżynierów konstruktorów nie są utajnione. Z własnej praktyki konsultanta i weryfikatora konstrukcji żelbetowych mogę tu wymienić takie obiekty, jak Bazylika Licheńska oraz budynki wysokie w Trójmieście: „Witawa” i „Horyzont”, w przypadku których architekci występujący w roli głównych projektantów publicznie uznali twórczy wkład inżynierów. Jest jednak wiele przykładów ukazujących w złym świetle współpracę na linii architekt – konstruktor – weryfikator. W tym trójkącie dochodzi często do lekceważenia kreatywnej roli inżyniera budowlanego w pracy koncepcyjnej projektu budowlanego. Jeszcze gorzej przedstawia się sprawa projektu wykonawczego, który stanowi zasadniczy wkład twórczy realizacji prac budowlanych i instalacyjnych. Projekt ten zawiera precyzyjne rysunki szczegółów konstrukcyjnych i instalacji, decydujące w stopniu maksymalnym o jakości produktu końcowego, jakim jest budynek. Lekceważenie znaczenia projektu wykonawczego skutkuje najczęściej stanami awaryjnymi, a nierzadko również poważnymi katastrofami. Rozważając problem oceny projektów unikatowych o dużym potencjale możliwości twórczych, należy zwrócić uwagę na niepokojący fakt eliminowania wpływu opinii inżynierów w konkursach na takie projekty.
Sprawa deprecjacji roli inżynierów w konkursach to nie tylko polski problem. Aby nie być gołosłownym, przytoczę tu fragmenty wypowiedzi profesora Rene Walthera, wygłoszonej na seminarium federation internationale du beton (fib) w Avignon w roku 2004 i opublikowanej w [1]. W tym artykule pt. „Anreize und Hindernisse beim kreativen Entwerfen” (w luźnym tłumaczeniu: Bodźce i przeszkody w kreatywnym projektowaniu) profesor Uniwersytetu ETH Lozanne Rene Walther – wieloletni prezes Międzynarodowej Federacji Betonu Sprężonego (FIP) – oświadczył m.in.: „Rola i uznanie pięknego zawodu inżyniera ciągle spada. Zewnętrzną oznaką tego godnego ubolewania rozwoju sytuacji jest fakt, że do udziału w konkursach na projekty mostów, które podlegają kompetencjom inżynierów, obecnie częściej zaprasza się architektów”. Opisując godne ubolewania wyniki takich konkursów, profesor Walther wspomina między innymi konkurs na most Charlesa de Gaulle’a w Paryżu, do którego zaproszono 10 architektów. Jury składało się z 20 członków, w tym dwóch inżynierów wybranych z 20 zaproponowanych. Rezultat był taki, że odrzucono najbardziej atrakcyjne rozwiązanie mostu niesymetrycznego, argumentując decyzję tym, że wszystkie dotychczasowe mosty w Paryżu są symetryczne. Rene Walther wspomina też o trzech innych konkursach mostów z decydującym udziałem architektów. Bez wdawania się w szczegóły piętnuje przebieg konkursów na mosty Williamsburg Bridge w Nowym Jorku, Pool Harbor Bridge w Anglii oraz most dla ruchu pieszego Thems Wathers Habitable Bridge. W tym ostatnim do oceny zostali zaproszeni tylko architekci. Pouczającym, jak pisze Walther, jest przykład dotyczący najwyższego w świecie mostu wantowego Millau o wysokości 280 m nad doliną Tarn, długości 2,5 km, na drodze z Paryża do Barcelony.
W przypadku tak doniosłej budowli ze zrozumiałych względów rozpatrzono kilka rozwiązań alternatywnych, w tym dźwigary ciągłe o stałej i zmiennej wysokości, most łukowy oraz dźwigar wzmocniony cięgnami, jak też podwieszony. Ten ostatni w związku z dużą wysokością mógł się okazać odpowiedni. Jeden z czterech architektów, którym zlecono opracowanie tego mostu, dążąc do oryginalności zaproponował filary w postaci gigantycznych, przestrzennych kratownic wzmocnionych cięgnami w trzech płaszczyznach. Na szczęście, po wyeliminowaniu innych opcji zrealizowano koncepcję mostu podwieszonego, zaprojektowanego kilkanaście lat wcześniej (1990) przez inżyniera Michela Virlogeux. Projekt ten w ostatecznym kształcie został dopracowany przez architekta Normana Fostera, który nadał filarom i pylonom prostą, a zarazem elegancką, wysmukłą formę. Fakt, że w mediach jako autora projektu wymienia się jedynie Normana Fostera, jest przykładem na to, jak bardzo niedoceniana jest obecnie rola inżynierii w takich dokonaniach.
Kreatywna, innowacyjna twórczość inżyniera budowlanego, jak pisze profesor Walther, jest nie tylko deprecjonowana wątpliwej jakości konkursami, lecz również urzędową samowolą. Jako przykład podaje w swoim artykule potraktowanie w RFN metody nasuwania podłużnego mostów, opracowanej przez profesora Fritza Leonhardta, słynnego w skali światowej konstruktora mostów. Ta metoda została dopuszczona w Niemczech dopiero wówczas, gdy ekonomiczne i techniczne zalety wieloletniego i skutecznego jej stosowania za granicą nie mogły być dłużej ignorowane w RFN. Podobnie działo się ze sprężaniem betonu, którego początkowe naprężenia były nierozsądnie nisko oszacowane. Zostało to skorygowane w krajach niemieckojęzycznych dopiero po wprowadzeniu Eurokodów.
W Polsce sprawa wzajemnych powiązań inżynier – architekt ma długą historię. W okresie II Rzeczypospolitej oba zawody konfliktowała sprawa podpisów na projekcie budowlanym. Później odżyły spory na tle sformułowań Prawa budowlanego, dotyczących sporządzania prostych projektów konstrukcyjnych przez architektów [11].
O sprawach tych, jak również o kwestii wzajemnego uznawania dyplomów, świadectw i innych poświadczeń kwalifikacji zawodowych w dziedzinie architektury, jest mowa w dyrektywie Unii Europejskiej 85/384/ EWG. Niezależnie od kontrowersji na linii architekt – inżynier obszar wspólnych zainteresowań obu zawodów jest bardzo duży. Ze strony architektów konstruktorzy mogą oczekiwać szczegółowych architektonicznych projektów, uwzględniających sprawy fizycznych i technicznych uwarunkowań, spełniających założenia inwestora co do funkcji obiektu, ochrony zewnętrznej przed wpływami atmosferycznymi oraz komfortu wewnętrznego. Z kolei architekt może od współpracującego z nim inżyniera budowlanego oczekiwać rozwiązania problemów konstrukcyjnych i technologicznych w rozumieniu projektu strukturalnego, zapewniających bezpieczeństwo i trwałość budowli [6]. W praktyce ryzyko w aspekcie bezpieczeństwa konstrukcji spada głównie na inżyniera konstruktora. Jest to bardzo często niedoceniane przez architektów, co między innymi przejawia się w tendencji zaniżania procentowego udziału konstruktora w kosztach opracowania dokumentacji. Zbyt niskie wynagrodzenie projektów w zakresie konstrukcji skutkuje niedopracowaniem szczegółów konstrukcyjnych projektu wykonawczego, który decyduje 0 bezpieczeństwie. Problem ten przestałby prawdopodobnie istnieć, gdyby w Prawie budowlanym pojawił się wyraźny zapis, mówiący o współodpowiedzialności architektów za bezpieczeństwo projektowanych obiektów, ponieważ wówczas główny projektant (którym z reguły jest architekt) dobierałby do współpracy inżynierów i weryfikatorów na odpowiednim poziomie.
W Polsce udział inżynierów w konkursach budowlanych z prawdziwego zdarzenia (jeżeli takowe sporadycznie od czasu do czasu się zdarzają) praktycznie nie istnieje. W przetargach na poważne projekty zamówień publicznych o przyjęciu projektu do realizacji decydują takie kryteria, jak najniższy koszt czy najkrótszy termin realizacji. W efekcie końcowym w ten sposób eliminuje się rozwiązania lepsze, niekiedy wręcz znakomite, na rzecz co najwyżej przeciętnych.
Czynniki wpływające na jakość i bezpieczeństwo budowli
Bezpieczeństwo konstrukcji budowlanych zależy od wielu czynników, na które wpływa działalność człowieka, lecz także od zdarzeń losowych, które tylko częściowo mogą być przez człowieka przewidziane. W roku 2005 zarejestrowano w Polsce 132 katastrofy budowlane, z których prawie 40% zostało przypisane zdarzeniom losowym [2]. Z powyższego wynika, że katastrof budowlanych nie da się całkowicie wyeliminować, nawet projektując z nadmiernym bezpieczeństwem. Praktyka wykazuje, że głównym czynnikiem eliminującym liczbę awarii i katastrof budowlanych są zapasy bezpieczeństwa kształtowane przez projekt i wykonawstwo we wszystkich jego stadiach oraz jakość materiałów i sposób eksploatacji budynku. Inwestorzy w pogoni za zyskiem często wybierają oferty najtańsze, pomimo tego że są świadomi, iż takowe kryją w sobie przykre niespodzianki w zakresie bezpieczeństwa. Ponadto bezpieczne projektowanie wiąże się z problemem planowania rozsądnych terminów [3]. Narzucanie przez zamawiających nierealnych terminów wykonania jest często w naszym kraju przyjmowane bez protestów przez wykonawców pragnących za wszelka cenę uzyskać zamówienie. Nierealność terminów, prowadząca do złej jakości realizacji, wynika też nierzadko ze ślamazarnego załatwiania spraw formalnych przez urzędników nagminnie nieprzestrzegających Kpa. Polskie normy projektowania z betonu zbrojonego oraz stali są obecnie w dużej mierze skoordynowane z Eurokodami, co wpłynie korzystnie na bezpieczeństwo. Tym niemniej, przy projektowaniu unikatowych, skomplikowanych konstrukcji z betonu celowe jest konfrontowanie niektórych rozwiązań z postanowieniami normy niemieckiej DIN 1045 oraz amerykańskiej ACI 318. Należy stwierdzić, że kluczową rolę ma projekt budowlany, który w świetle polskiego Prawa budowlanego stanowi podstawę inwestycji [5]. Niestety, projekt budowlany, mający z reguły formę lakoniczną, nie stanowi dokumentu, na podstawie którego można prowadzić roboty budowlano-montażowe. Natomiast projekt wykonawczy, służący do realizacji prac budowlanych, decydujący w szczegółach o wykonawstwie, w tym również o bezpieczeństwie, w polskim Prawie budowlanym został pominięty. Należy zaznaczyć, że szerszego opracowania szczegółów konstrukcji wymagają przepisy budowlane większości państw europejskich, a także amerykańskich, w tym Stanów Zjednoczonych. Jak powszechnie wiadomo, uczestnikami procesu budowlanego są: inwestor, projektant, kierownik budowy i inspektor nadzoru inwestorskiego [5]. Wymienione wyżej funkcje, oprócz inwestorskich, sprawowane są przez osoby fizyczne, ponoszące odpowiedzialność zawodową, cywilną i karną. Z uwagi na brak w Prawie budowlanym odpowiedzialności zbiorowej za czynności wykonywane w ramach procesu budowlanego, inwestor we własnym interesie powinien sprawdzać, czy osoby, którym powierzył projektowanie, wykonawstwo i nadzór, posiadają wymagane kwalifikacje, gwarantowane odpowiednimi uprawnieniami, bez względu na instytucję, która te prace firmuje. Za całokształt prac budowlanych Prawo budowlane czyni odpowiedzialnym kierownika budowy, a za odcinki poszczególnych prac również kierowników robót.
W trakcie realizacji inwestycji projektant powinien pełnić rolę doradczą w ramach nadzoru autorskiego. Jego zadaniem jest opiniowanie wszelkich propozycji usprawnień i ewentualnych rozwiązań zamiennych w stosunku do przyjętych w projekcie, w tym zaproponowanych przez pozostałych uczestników procesu budowlanego. Niedopracowania na etapie projektu wykonawczego w zakresie konstrukcji i instalacji prowadzą do zaistnienia w trakcie budowy wielu kolizji oraz konieczności zmian i uzupełnień, wpływających na jakość oraz termin realizacji inwestycji.
Największe możliwości eliminacji wad posiada doświadczony wykonawca. Inna sprawa, że tych doświadczonych wykonawców jest coraz mniej, ponieważ ze względów ekonomicznych preferują wykonywanie zawodu poza granicami kraju.
Problem projektowania jest szczególnie ważny, gdyż na podstawie analiz Głównego Urzędu Nadzoru Budowlanego daje się zaobserwować, że wzrasta w Polsce liczba katastrof budowlanych na skutek błędów w projektowaniu. W procesie przygotowania dokumentacji budowlanej obserwujemy tendencje przerostu formy na treścią. Projekty wykonywane są coraz bardziej efektowną techniką cyfrową, z wizualizacją formy architektonicznej i konstrukcyjnej. Bardzo często odbywa się to na zasadzie powielanych składanek bez rzetelnej analizy indywidualnych uwarunkowań i wymagań technicznych. Pogoń inwestorów za minimalizacją kosztów prac projektowych powoduje ograniczenia zakresu projektu często na granicy prawa. Dotyczy to nie tylko projektu budowlanego, lecz także projektów konstrukcyjnych i instalacyjnych. Organ zatwierdzający projekt budowlany i udzielający pozwolenia na budowę, z uwagi na mnogość przepisów oraz brak specjalistów branżowych, nie jest w stanie ocenić poprawnie nie tylko wartości merytorycznej projektu, lecz także jego zgodności z przepisami budowlanymi.
Nawiązując do przepisów w zakresie projektowania, można stwierdzić, że jeżeli w wyniku zastosowania wadliwych projektów powstaną materialne szkody, wówczas projektant ponosi część odpowiedzialności na mocy art. 422 Kodeksu cywilnego (kc), który stanowi m.in.: „za szkody odpowiedzialny jest nie tylko ten, kto je bezpośrednio wyrządził, lecz także ten, kto inną osobę do wyrządzenia szkody nakłonił albo był jej pomocny”. Dostarczenie wadliwej dokumentacji w rozumieniu prawa jest równoznaczne z nakłonieniem do wyrządzenia szkody. Najmniejszą odpowiedzialność w tym zakresie ponosi inwestor, który nie musi być fachowcem budowlanym i najczęściej nim nie jest. Inaczej wygląda sprawa, gdy projektant działa na podstawie umowy zawartej bezpośrednio z inwestorem, który projekt przekazuje wykonawcy. Wtedy wykonawcę z projektem nie łączy żadna umowa, toteż jeżeli otrzyma dokumentację z błędami, może twierdzić, że to, co jest zgodne z projektem, nie może być uznane za wadę. Oznacza to, że inwestor, dostarczając wykonawcy szczegółowy projekt, bierze na siebie część odpowiedzialności za zawarte w nim błędy. Tym niemniej z art. 651 kc wynika, że wykonawca nie jest zwolniony z obowiązku prawidłowego wykonania przez sam fakt błędu w projekcie [3]. W tym stanie rzeczy w interesie wykonawcy jest ostrożne i krytyczne podejście do projektu, którego przyjęcia do realizacji z uwagi na niedopracowanie i błędy może odmówić. Z powyższego wynika, że nie należy powierzać wykonania prac projektowych budowli osobom z niskimi kwalifikacjami.
Ryzyko związane z błędami projektowania można ograniczyć przede wszystkim przez dokonywanie wyboru projektanta na podstawie jego cech podmiotowych oraz eliminację traktowania weryfikacji jako ceremonii składania podpisu. Tymczasem Prawo zamówień publicznych nie pozwala na wybór projektanta na podstawie jego cech podmiotowych, a właśnie one mają największy wpływ na twórczy wkład inżyniera w innowacyjne rozwiązania konstrukcyjne i technologiczne.
Uwagi końcowe
Trudno jest w kilku zdaniach podsumować to, co na temat jakości i warunków postępu w budownictwie zostało przedstawione w niniejszym referacie. Mam nadzieję, że ta ocena stanu istniejącego – niestety niezbyt optymistyczna – będzie przyczynkiem nie tylko do zastanowienia i dyskusji, lecz także stanie się stymulatorem działania między innymi w kierunku wzmocnienia znaczenia oraz uznania roli inżyniera budowlanego w jego działalności zarówno zawodowej, jak i społecznej. Sądzę, że na zakończenie należy w kilku zdaniach uzupełnić to, co o roli inżyniera budowlanego we współczesnym świecie zostało powiedziane na początku referatu. W tej kwestii zgadzam się całkowicie z tym, co na sympozjum fib w 2004 r. w swym referacie na zakończenie wygłosił prof. Rene Walther. Przytoczę tu jego słowa: „Bez wątpienia, atrakcyjność i renoma zawodu inżyniera budowlanego dotkliwie osłabła w porównaniu do wcześniejszych czasów. Szerokie kręgi potwierdzają opinię, że coś w tym względzie należy zrobić. Pytanie tylko, jak i kto to zrobi? Wszyscy, a przede wszystkim prominentni inżynierowie, powinni domagać się powszechnego uznania ich znaczących osiągnięć. Żaden architekt nie zgodziłby się na to, by jego dzieło bez wskazania autora zostało opublikowane lub odsłonięte, na co my często zezwalamy”. W tym miejscu prof. Walther zacytował powiedzenie znanego felietonisty i karykaturzysty Willhelma Buscha: „Skromność jest chlubą, ale dalej zajdzie się bez niej”, i dalej według R. Walthera: „Decydującą rolę w tym dążeniu powinny i mogą odegrać związki zawodowe i międzynarodowe organizacje inżynierów. Zamiast organizować tak wiele kongresów, sympozjów i seminariów, ciągle debatując o wzajemnie powtarzającej się tematyce, niech się zajmą sprawami inżynierów i poprawieniem powszechnego ich poważania. Niezaprzeczalnie jest to trudne i ciężkie przedsięwzięcie, ale mimo tego należy je podjąć. Ostatecznie architekci, prawnicy i lekarze oraz inni udowodnili, że jest to możliwe. Aby jednak od nas samych zacząć, byłoby czynem godnym pochwały, gdyby została stworzona komisja, której zadaniem, poza walką o image inżyniera budowlanego, byłoby zastopowanie niekończącej się powodzi norm i ograniczeń do niezbędnego minimum”.
prof. zw. dr hab. inż. Tadeusz Godycki-Ćwirko
śp. specjalista w zakresie konstrukcji żelbetowych,
wykładowca Politechniki łódzkiej i Gdańskiej
Fragment referatu opublikowanego podczas Konferencji Łódzkiej Okręgowej Izby Inżynierów Budownictwa (maj 2008 r.) pt. „80 lat samodzielnych funkcji technicznych w polskim budownictwie”.
Literatura
1. R. Walther, Anreize und Hindernisse beim kreativen Entwerfen, „Beton und Stahlbetonbau” nr 7/2004.
2. T. Godycki-Ćwirko, S. Jendrzejek, A. Urban, A.Z. Pawłowski, A. Ajdukiewicz, Czego potrzeba, by projektowane i budowane konstrukcje w Polsce były bezpieczne?, „Budownictwo technologia Architektura” nr 2/2006.
3. G. Chrabczyński, A. Heine, Błędy projektanta, „Inżynier Budownictwa” nr 7-8/2006.
4. M. Ebert, Służebność czy spolegliwość projektanta w stosunku do inwestora, „Przegląd Budowlany” nr 12/2003.
5. Ustawa z 7 lipca 1994 r. – Prawo budowlane (t.j. Dz.U. z 2006 r. Nr 156, poz. 1118 z późn. zm.).
6. Ustawa z 15 grudnia 2000 r. o samorządach zawodowych architektów, inżynierów budownictwa oraz urbanistów (Dz.U. z 2001 r. Nr 5, poz. 42 z późn. zm.).
7. M. Basiak, W sprawie katastrofy hali Międzynarodowych Targów Katowickich w Chorzowie, „Inżynieria i Budownictwo” nr 7-8/2006.
8. S. Kajfasz, Po katastrofie hali MTK w Katowicach – wybrane problemy i uwagi, „Inżynieria i Budownictwo” nr 12/2006.
9. T. Godycki-Ćwirko, Uwagi na temat kształcenia kadr technicznych w budownictwie, „Budownictwo Technologia Architektura” nr 2(34)/2006.
10. J. Przybysz, Prawo autorskie, „Kwartalnik Łódzki” nr III/2006 (12).
11. A.B. Nowakowski, O samodzielnych funkcjach technicznych w budownictwie – raz jeszcze, „Inżynieria i Budownictwo” nr 3/2006.
Czytaj także:
Zawód budowniczego – rozdwojenie budowlanej jaźni
Poprawiać, nie psując – czyli zmiany u inżynierów i architektów
W sprawie projektów ustaw o architektach oraz inżynierach budownictwa