Wdrażaniu technologii BIM towarzyszyła nadzieja na poprawę produktywności. To jednak tylko forma cyfrowa, która niczego nie zmieni bez wypełniania jej nową treścią.
Korzyści ze standaryzacji
Gdy w 1995 r. niereprezentujący żadnej znanej sieci handlowej inwestor rozpoczął budowę w Polsce swojego biznesu, zaczynając od kupna małej sieci dyskontów spożywczych, której nie wyróżniało wiele poza sympatyczną nazwą, niewielu wróżyło mu sukces. Po 20 latach sieć zna już w kraju każdy. Biznes ma w Polsce ponad 2800 nowoczesnych sklepów i 16 centrów dystrybucyjnych. Z przychodami blisko 50 mld zł ma 20% rynku i 2. miejsce w 20. edycji „Listy 500 największych firm (dziennika) Rzeczpospolita” – przedsiębiorstw o największych dochodach ze sprzedaży. Wyprzedza go tylko większy z krajowych potentatów naftowych. W tyle pozostają bogate z natury i w preferencje: spółki dystrybucyjne, banki, instytucje ubezpieczeniowe, kombinaty górnicze i hutnicze. Biznes daje pracę 65 000 osób w ponad 1000 miejscowościach. Jeśli uwzględnić oddziaływanie na otoczenie gospodarcze, jak też solidność podatkową – zapewnia środki do życia populacji zajmującej połowę niedużego województwa. Spektakularny sukces biznesu dyskontów spożywczych nie byłby możliwy bez czynnika związanego z produktywnością w budownictwie. Właściciel we wczesnej fazie roztropnie dopracował projekty obiektów różniących się powierzchnią, dedykowaną lokalnemu potencjałowi klientów, i zatwierdził je jako standardowe do dalszego stosowania w organicznym rozwoju biznesu.
Obiekty sieciowych dyskontów są bardzo podobne. Raz dopracowane powielane są setki razy, wymagając tylko implementacji w terenie. Kluczem do sukcesu nie są bynajmniej (tylko) oszczędności na projektach. Rynek charakteryzuje się tym, że miliony par oczu nieustannie śledzi, czy ktoś nie potrzebuje ilości seryjnych (czegokolwiek) i gdy zapotrzebowanie się pojawi, reaguje ofertą wykonania znacznie tańszą niż przy produkcji jednostkowej. Inwestor obrasta wtedy w sieć wyspecjalizowanych wykonawców asortymentów robót. W takich warunkach inwestycję można poddać wiarygodnemu harmonogramowaniu, a czas realizacji budowy znacząco skrócić. Łatwość zmiany brandu budynku, gdy ten jest obiektem standaryzacji, musi kojarzyć się z przemysłem opartym na taśmie (za: forbes.pl): Toyota z silnikiem BMW, Citroen wytwarzany przez Mitsubishi i Mercedes przerabiany z Renault? W dzisiejszych czasach liczba różnych modeli i ich wariantów jest tak wielka, że trudno byłoby wykorzystać efekt skali bez stosowania mnóstwa wspólnych podzespołów. Przed stu laty Henry Ford (za: Wiki): pokonał konkurencję, wprowadzając w 1907 Forda T i ograniczając produkcję wyłącznie do jednego modelu i koloru czarnego. Dzięki temu był w stanie zredukować cenę i uczynić auto dostępnym dla robotników. W tym czasie najtańszy samochód kosztował 1000 USD przy zarobkach robotnika 300 USD/rok. Standardowego Forda T, zaprezentowanego w 1907 r., Ford oferował za 850 USD, płacąc swoim robotnikom 1800 USD/rok.
Obiekty sieciowych dyskontów są znakomicie dopracowane. Poprzez swoją kulturę modularną (porzuconą wskutek nadużywania technik komputerowych, dla których rozpiętość 12,000 m i 11,979 m nie stanowi różnicy) – dostosowane są też do zarządzania systemowego. Płytki podłogowe i ścienne układa się zwykle bez docinania; wymiary pomieszczeń, usytuowanie okien i drzwi koordynuje się tak, by płytki mieściły się w całości. Reżim nadzoru bezkompromisowo egzekwuje zasady zachowania jakości, co jest skuteczne tylko wtedy, gdy inwestor „dobrze płaci”. Wykonawców obiektów nie pozyskuje się po najniższej cenie. Inwestor szacuje cenę sprawiedliwą za 1 sklep (z urządzeniami terenu) i zamawia ich wykonanie w pakietach, łącząc trudniejsze otoczenie z łatwiejszym. Przykładowe zamówienie wygląda tak: „Wybuduj mi 3 sklepy za 12 mln zł, w terminie 4 miesięcy od momentu, gdy dam ci projekt budowlany”. Jak pokazuje historia spółki dyskontów spożywczych, wszyscy na tym wychodzą dobrze; kosztowne spory i opóźnienia inwestycji są marginalne. Branża dyskontów doceniła organizację opartą na standaryzacji i uproszczeniu kalkulacji ceny; potrzebowała tylko liderów, którzy ją zainicjowali. Gdy przyjrzeć się gospodarowaniu spółek Skarbu Państwa, to tylko spółki córki dwóch spółek naftowych, zarządzających siecią stacji paliw, korzystają w pełni z efektu skali, płynącego ze standaryzacji obiektów budowlanych.
Zmiany i ich skutki
Rewolucja to znacząca zmiana, która zachodzi w relatywnie krótkim okresie. Rewolucjoniści podążają w kierunku, który wyczuwają intuicyjnie. Cyfryzacja jest rewolucją technologiczną, a BIM to część cyfryzacji budownictwa i etap rewolucji przemysłowej; polega na zintegrowaniu procesów inwestycyjnych obiektu budowlanego, od koncepcji do utylizacji. Kluczowym jest systemowe uwzględnienie w inwestycji kosztu cyklu życia obiektu budowlanego (w opozycji do kosztów budowy). Wymaga to szacowania przyszłego lub resztkowego czasu życia i analizowania skutków z tym związanych.
Ludzie zawsze podejmowali decyzje ograniczane kosztem, ale nowoczesna normalizacja oparła uwarunkowania techniczne (większości) inwestycji na dystansie 50-letnim. Choć administracje rejestrują oddziaływania klimatyczne (okresy powrotu) w dystansie setek lat, nie wierzono, że świat wytrwa dłużej bez totalnej wojny, a ta dokona znanych z przeszłości zniszczeń, i więcej niż 50 się nie opłaca. Ale minęło 70 i jest presja, by traktować obiekt budowlany jak przedmiot leasingu; rozważać, ile będzie kosztował 1 rok użytkowania w zależności od przyjętej konstrukcji, która może pozwolić na horyzont użytkowania inny niż standardowe 50 lat. W niewielkiej przestrzeni europejskich państw, które przeciwstawiają się jałowieniu ich ojczyzn, gdzie przy regionalizacji i dzisiejszych możliwościach logistycznych, można dojechać do miejsc zapotrzebowania na pracę niemal z każdej lokalizacji, optymiści mają powody, by myśleć nie o 50 latach, lecz o horyzoncie 3-krotnie dłuższym. Tworzy to potrzebę ustalenia, jaki jest koszt 1 roku użytkowania obiektu zaplanowanego na lat 50, a jaki na lat 150. Wehikuł BIM nie tworzy jednak sam tych kosztów; stwarza jedynie formę, którą trzeba wypełnić treścią.
Prawo budowlane z 1994 r. odrzuciło instytucję projektów typowych. Dom jednorodzinny ma odtąd charakter jednostkowy i niepowtarzalny. Jego projekt budowlany musi być wykonany przez architekta i zespół inżynierów, podczas gdy wcześniej mógł to zrobić jeden architekt, inżynier lub technik. Poziom zarobków, koszty kredytów hipotecznych i koszty wykonawstwa skutkują tym, że zakup mieszkania lub budowa domu zabiera efekty pracy połowy czasu życia człowieka i nic nie wskazuje na to, że będzie lepiej. Praca w budownictwie jest ciężka, wykonywana w warunkach słoty i mrozu, w pyle i hałasie; jest związana z wydłużonym dziennym czasem pracy i pracą w święta. Jest matecznikiem nieporozumień i wzajemnego oszukiwania się zamawiających, dostawców, wykonawców, podwykonawców i ich pracowników. W branży nieustannie brakuje rąk do pracy; pracownicy odchodzą do innych działów gospodarki, gdy tylko pozwala na to koniunktura. Równocześnie nie ustaje problem zaspokajania jednej z podstawowych potrzeb ludzkich – mieszkania. A to nie tylko tkanka budowlana; to także media, bez których obiekty mieszkaniowe nie mogą funkcjonować: energia elektryczna, telekomunikacja, woda, gaz, ciepło. Ich dostępność jest funkcją ceny, a cena zależy od sposobu urządzenia państwa, fiskalizmu, rozwinięcia rynku budowlanego oraz gospodarności producentów i dystrybutorów mediów.
Fot. © MaxFrost – Fotolia.com
Nadzieja na poprawę jakości życia
U progu technologii BIM (w jej cywilnym życiu) stały wyniki badań Departamentu Handlu USA, obejmujących okres 1964–2003 r. i dotyczących produktywności. Przysłonięte w czeluściach netu przez późniejsze entuzjastyczne publikacje, pozostawiły po sobie wielokrotnie powielany wykres indeksu produktywności w różnych gałęziach gospodarki. Wykres epatuje 20-procentowym spadkiem produktywności budownictwa, przy ponad 115-procentowym wzroście produktywności w gospodarce pozarolniczej (w czasie 40 lat poprzedzających rok 2003). Arywiści głoszą, że wprowadzenie technologii może znacznie poprawić produktywność (w przyszłości), lecz wymaga najpierw kilkuletnich inwestycji dotowanych. I dlatego inwestować w BIM i ponieść te koszty powinny budżety krajowe, a nie biznes (który musi zarabiać). Tak trzeba, bo z sukcesem zrobiła to amerykańska armia, która – jak wszyscy wiedzą – wyprzedza technologie cywilne. W pierwszych latach po ukazaniu się wykresu wskazującego na regres produktywności w budownictwie, lejtmotywem BIM była nadzieja na poprawę bytu środowiska budowniczych, które jest bardzo ciężkim zawodem, od którego ludzie odchodzą w miarę poprawy zamożności społeczeństw. Była też nadzieja na zwiększenie dostępności mieszkań i zmniejszenie innych kosztów życia, na które wpływ mają koszty infrastruktury. Z upływem lat lejtmotyw niepokojąco cichnie.
Notowany w ramach pilotażowych inwestycji wzrost produktywności w technologii BIM (do 25%) może nie wynikać z samego wehikułu, lecz z innych powodów: kreowania obiektów utylitarnych (nieskomplikowanych), koordynacji wszystkich elementów obiektu do jednego dystansu cyklu życia i liczenia kosztów inwestycji z uwzględnieniem wydłużonego cyklu życia. Projekty pilotażowe finansowane są z budżetu, a zamówienia kierowane do użytkowników nowej technologii; z tego powodu wyniki nie są reprezentatywne. Budżet związany jest zawsze grą polityczną, gdy biznes (którego nie trzeba uczyć jak wydawać pieniądze) nie podejmuje zwykle ryzyka, gdy horyzont inwestycji jest zbyt długi.
Poddanie się presji nowości niekoniecznie skutkuje udziałem w postępie. Można to prześledzić na historii pecetów w latach 90. ub. wieku, gdy relatywnie ubodzy mieszkańcy krajów środkowoeuropejskich finansowali jednostki naukowo-badawcze globalnych koncernów, kupując po kolei ich dobrze reklamowane, wychodzące z użycia produkty z szybko rosnącą częstotliwością taktowania: 60, 66, 75, 90, 120 MHz, itd.; z ciągle niedostatecznymi możliwościami zawodowymi, a każdy nowo kupiony produkt kosztował tyle w sile nabywczej, co poprzedni. Kto wtedy się nie śpieszył, sporo zaoszczędził. Zgiełk wokół BIM wskazuje, że w obrębie cyfryzacji budownictwa, koncerny zechcą złotodajny proces powtórzyć. Postęp jest nieuchronny, lecz warto zauważyć, że dyrektywy kierownictwa wspólnego rynku (PE) nie używają nawet akronimu BIM i ograniczają się do „nowych narzędzi”, dla których muszą istnieć alternatywne środki dostępu i które nie mogą ograniczać dostępu do zamówień publicznych. Jeśli kosztowne wdrożenie technologii BIM w budownictwie – w miejsce wspomagania komputerowego – nie prowadziłoby do skrócenia czasu życia niezbędnego do pozyskania dachu nad głową (mieszkania), to po co właściwie ten wysiłek?
Podsumowanie
Gdy w latach 2003–2008 kształtowała się wizja BIM i powstawały pierwsze cywilne projekty w tej technologii, wiązano ją z nadzieją na skokowy wzrost produktywności w budownictwie, które mniej niż cały przemysł korzysta ze zdobyczy rewolucji technicznej. Oczekiwano postępu w zaspokajaniu podstawowej potrzeby mieszkaniowej, która wymaga poświęcenia połowy (produktywnej części) życia człowieka i nic nie wskazuje na to, by to zaangażowanie miało się w przyszłości zmniejszać. Kryzysy finansowe w podobnych okolicznościach generowały wcześniej groźne niepokoje społeczne.
Cyfryzacja (której technologie BIM są elementem) nie przyniesie wzrostu produktywności budownictwa oraz obniżenia ceny nabycia mieszkania i kosztów jego eksploatacji. Pozytywne doniesienia z pilotażowych inwestycji są mało wiarygodne, bo nie pochodzą z rynku, lecz z budżetu. Wymuszanie implementacji technologii przez administrację jest przedwczesne. Zaangażowanie globalnych korporacji dysponujących przewagą, wynikająca ze skali, jak też nielicznych, niewielkich biznesów liczących na zyski z pośrednictwa oraz zaangażowanie administracji unijnej z jej biurokracją, tylko to potwierdza. Cyfryzacja jest nieuchronna, lecz nie przełoży się na zwiększenie dostępności dóbr podstawowych. Dlatego nie należy rezygnować z tradycyjnych dróg poprawy jakości życia, wynikających z permanentnego gospodarowania w każdym obszarze, który wpływa na zaspokajanie potrzeb podstawowych, w tym:
- Promocji budownictwa mieszkaniowego utylitarnego, nieskomplikowanego, typowego, oraz kultury modularnej w budownictwie
- Standaryzacji obiektów budowlanych infrastruktury sieciowej, mających wpływ na dostępność mieszkań (energia, telekomunikacja, woda, ciepło, gaz)
- Budowy i modernizacji budynków mieszkalnych oraz infrastruktury sieciowej z uwzględnianiem optymalnie wydłużonego cyklu życia: 100–150 lat
- Przywrócenia w prawie budowlanym instytucji budynków typowych oraz przywrócenia prawa inżynierów do zagospodarowania działek z obiektami kubaturowymi
- Utworzenia państwowego zbioru cen budowy obiektów budowlanych (na wzór zbioru cen sprzedaży nieruchomości, utworzonych dla zawodowego szacowania ich wartości)
- Kreowania działań nakierowanych na zmniejszenie cen działek, domów i mieszkań, w tym rezygnacji z nadmiernego fiskalizmu w obrębie potrzeb podstawowych
Karol Wirth
inżynier budownictwa (40 lat w zawodzie)