Do BIM należy przyszłość

15.03.2016

O ile mnie pamięć nie myli, po raz pierwszy z pojęciem BIM (od ang. Building Information Modelling) zetknąłem się pięć lat temu.

Była to niewielka wzmianka w opraco­waniu dotyczącym idei budownictwa zrównoważonego. Przyznaję, że dość długo traktowałem BIM jak abstrak­cję. No bo jak to możliwe: zaprojek­tować dowolny obiekt, określić pre­cyzyjnie termin i harmonogram jego realizacji oraz koszty, a jeszcze na dodatek przewidzieć, ile później bę­dzie kosztowało utrzymanie. Z cza­sem zrozumiałem, że to nie science fiction, że dzięki współczesnym roz­wiązaniom informatycznym za kilka lat planowanie i realizacja inwestycji w oparciu o BIM będą u nas w po­wszechnym zastosowaniu.

Oczywiście są tacy, którzy uważają, że technologia BIM to kosztowna fa­naberia, na którą nie stać polskich architektów i projektantów. Zapew­ne dość powszechny jest też strach przed konsolidacją bardzo rozdrob­nionego w naszym kraju rynku usług projektowych i wykonawczych. Jednak – na moje oko – rewolucji zapocząt­kowanej przez BIM nie da się zatrzy­mać, a firmy projektowe i wykonaw­cze, które zignorują tę technologię, za kilkanaście lat nie będą miały czego szukać na rynku. Przynajmniej, jeśli chodzi o poważniejsze projekty, np. infrastrukturalne i użyteczności publicznej. Tak się już dzieje w niektó­rych krajach zachodnioeuropejskich, np. w Wielkiej Brytanii. I także do na­szych inwestorów, najpierw komercyj­nych, a potem i publicznych, dotrze, że stosowanie BIM leży w ich intere­sie, bo ta technologia pozwala wyeli­minować ewentualne błędy w projek­cie, a w konsekwencji także na etapie realizacji inwestycji. To także ułatwie­nia w uzyskaniu „zielonych” certyfika­tów LEED czy BREEAM, które są już standardem w przypadku budynków użyteczności publicznej. Bardzo waż­na z punktu widzenia inwestorów jest też możliwość szybkiego analizowa­nia kosztów budowy i eksploatacji, co daje spore oszczędności w całym cy­klu życia budynku. A ponadto zmniej­szenie ryzyka przekroczenia założone­go budżetu inwestycji.

Stosowanie technologii BIM zaleca krajom członkowskim Unia Europej­ska i nasz rząd nie ma zamiaru się od tego uchylać. Widać to w najnow­szym projekcie nowelizacji Prawa za­mówień publicznych. Jest w nim m.in. mowa o „wprowadzeniu możliwości wyboru kryterium kosztowego przy wykorzystaniu podejścia opartego na efektywności kosztowej, takiego jak rachunek kosztów cyklu życia”. Skom­plikowane? Ministerstwo Rozwoju tłu­maczy, że pojęcie rachunku kosztów cyklu życia oznacza wszystkie koszty ponoszone w trakcie cyklu życia robót budowlanych, dostaw lub usług, czyli m.in. zużycie energii, materiałów eksploatacyjnych, koszty utrzymania, demontażu i recyklingu. Takie podej­ście pokaże, że czasem warto więcej zapłacić za budowę, aby obniżyć kosz­ty życia danego obiektu. Tym bardziej, że – jak się szacuje – eksploatacja i remonty stanowią 70-80% kosztów całego cyklu życia nieruchomości.

Na koniec pozwolę sobie zacytować prezesa Stowarzyszenia BIM dla pol­skiego Budownictwa, mgr. inż. Piotra Miecznikowskiego: „Nie musimy wy­ważać otwartych już drzwi, nie mu­simy wszystkiego na nowo tworzyć, nie musimy być ani najmądrzejsi, ani najsprytniejsi, powinniśmy tylko sko­rzystać z dostępnej i przetestowanej w praktyce wiedzy. Nie powinniśmy myśleć, czy, ale jak szybko wdrażać tę technologię. Nie powinniśmy się zastanawiać, jak bardzo nam to za­szkodzi, utrudni, ale jak nam ułatwi bycie konkurencyjnym, ale jak nam ułatwi skorzystanie z szans. Wie­le polskich biur projektowych bierze udział w procesach BIM na wielkich europejskich inwestycjach, na razie jesteśmy traktowani jako nowo bu­dujące się zaplecze podwykonawcze, rzemieślnicze, a dlaczego nie jako za­plecze projektowe, a dlaczego nie jako zaplecze wykonawcze znające i umie­jące wykorzystać nowe technologie”. Święte słowa.

 

Marek Wielgo

Gazeta Wyborcza

www.facebook.com

www.piib.org.pl

www.kreatorbudownictwaroku.pl

www.izbudujemy.pl

Kanał na YouTube

Profil linked.in