Kończy się era wieloletnich, kosztownych i nieskutecznych postępowań w sądach powszechnych. Alternatywne metody rozstrzygania sporów – na podstawie decyzji sądów arbitrażowych i komisji rozjemczych – powoli wkraczają do Polski.
Opowiadamy sobie historie o tym, jak to Amerykanie procesują się o byle co. Przez wiele lat większość kontraktów na roboty budowlane, realizowanych w Stanach Zjednoczonych i w Anglii, kończyła się procesem sądowym. To była prawidłowość. Ale już nie jest. Czyżby przyjaciele Anglosasi stracili chęć do walki „o swoje” w sądach? Nic podobnego. Walczą zażarcie, ale dużo sprytniej.
Prawie rewolucja
Otóż ćwierć wieku temu finansiści Banku Światowego postanowili spróbować znaleźć rozwiązanie tańsze, szybsze, czyli bardziej efektywne od klasycznego sporu sądowego. Tytułem eksperymentu dla potrzeb kontraktu w Hondurasie powołano komisję rozjemczą. Eksperyment powiódł się ponad wszelkie oczekiwania. Bank Światowy wprowadził jako stały element swoich Warunków kontraktów na roboty budowlane tak zwaną klauzulę rozjemczą, a w ślad za tym FIDIC dokonał prawie rewolucji, zmieniając pozycję inżyniera, jego funkcję i zakres uprawnień w wydanej w świecie w 1999 r. i rok później w Polsce, aktualnej do dziś, edycji Warunków kontraktów na roboty popularnie zwanej „czerwonym FIDIC”.
Inżynier przestał być niezależnym arbitrem rozsądzającym sporne kwestie pomiędzy zamawiającym a wykonawcą, pozostał po prostu przedstawicielem wykonawcy. Rolę arbitra powierzono komisji rozjemczej. Cóż to za zwierzę – spytacie Państwo? Otóż Bank Światowy oraz inne instytucje finansujące, a za nimi FIDIC zaczęli
budować system Alternatywnych metod rozstrzygania sporów.
Gdy nie ma sporu
Pierwszym szczeblem tego systemu jest właśnie komisja rozjemcza. Dla małych kontraktów stanowi ją jedna
osoba, choć dla powagi instytucji nazywamy ją nadal komisją, dla większych powoływany jest zespół trzech osób.
Komisję powołują strony na początku realizacji budowy, kiedy jeszcze panuje wzajemna miłość i wszyscy zarzekają się, że do żadnych sporów nigdy na tej budowie nie dojdzie.
Komisja ma obowiązek poznać kontrakt, śledzić przebieg budowy, bywać na głównych naradach przynajmniej raz na dwa, trzy miesiące. Nazywa się to „stan gotowości”. Okazuje się, że już sama obecność komisji odgrywa doniosłą rolę w zapobieganiu powstania sporu. Doświadczeni praktycy – członkowie komisji – często służą radą na etapie, gdy pojawia się ewentualność sporu i bywa, że udaje się rozładować napięcie. W trakcie konferencji DRBF w Budapeszcie (maj 2006 r.) Amerykanie opowiadali o kontrakcie realizowanym w Bostonie, w którym przewodniczącym komisji rozjemczej była postać wielce znana i poważana w tamtym środowisku, znana również z niebywale ciętego języka. Strach przed narażeniem się na jego złośliwą reprymendę był tak wielki, że skupiono się na współpracy, a nie eksponowaniu różnic.
Zasadniczym zadaniem komisji jest wydanie opinii lub decyzji w sporze. Każda ze stron może zgłosić sporną sprawę i ma prawo do uzyskania decyzji w ciągu kilku dni. Nie ma potrzeby czekać na koniec kontraktu. Konflikt zwykle nabrzmiewa z biegiem czasu. Kwestie merytoryczne są potęgowane rosnącą nieufnością, a w takim klimacie o konstruktywną współpracę bardzo trudno. Rozstrzygnięcie na sali sądowej to rozwiązanie wymagające wielu miesięcy, a często lat, potężnych nakładów finansowych po to, by na koniec decyzję powierzyć sędziemu, który jest, bez wątpienia, znakomitym znawcą prawa, ale nie fachowcem w dziedzinie np. budowy mostów. (…)
EUR ING KRZYSZTOF WOŹNICKI
Tebodin SAP Projekt, dyrektor Biura Nadzoru Budowy Złote Tarasy;
ekspert i rozjemca FIDIC od 1997 r., członek indywidualny Dispute
Resolution Board Foundation (USA); wiceprezes SIDIR
Zamów
prenumeratę
Więcej – czytaj w „Inżynierze budownictwa”, wrzesień 2006.