Zdarza się, że zagrożeni stratami wykonawcy, którym się nie udało przeprowadzić renegocjacji zawartego kontraktu, schodzą z placu budowy przed wykonaniem zadania.
Czasy dynamicznej gospodarki rynkowej odznaczają się dużą liczbą inwestycji budowlanych, a to z kolei przekłada się na wysoki popyt i zapotrzebowanie na wiarygodnych wykonawców robót. Koniunktura inwestycyjna tworzy także swego rodzaju presję czasową, gdyż każdy doświadczony inwestor wie, że po latach urodzaju należy się spodziewać kryzysu. Trzeba zatem inwestować tak, aby zawsze być „przed czasem”. Niestety, presja i pośpiech zazwyczaj nie idą w parze z jakością, a jej brak to już pierwszy krok do wzburzenia wzajemnych relacji między podmiotami procesu inwestycyjnego.
Typowa umowa o roboty budowlane jest skonstruowana w sposób, który wyraźnie określa istotne daty w procesie realizacyjnym, bądź to w formie wskazania konkretnego dnia w przyszłości albo określenia przedziału czasowego, po upływie którego strony będą mogły dokonać wzajemnych rozliczeń. Problem pojawia się zazwyczaj, gdy terminy są wyraźnie zagrożone bądź to z przyczyny zależnej od którejś ze stron, bądź z powodu zdarzeń losowych, których nie sposób było wcześniej przewidzieć. Brak perspektyw na reorganizację procesu budowlanego w sposób, który pozwoli nadgonić stracony czas i dochować terminu umownego, zawsze wywołuje nerwowość zarówno u inwestora, jak i wykonawcy.
© Stephen Coburn – Fotolia.com
Jednakże konflikty między inwestorem i wykonawcą mogą się rodzić w różnych stanach faktycznych. Każda budowa wskazałaby zapewne własną, precedensową sekwencję zdarzeń, która doprowadziła co najmniej do różnicy zdań. Jakiekolwiek jest źródło wzajemnych nieporozumień, niekontrolowane i pozostawione problemy zawsze będą eskalować. Zagrożeni stratami wykonawcy, którym nie udało się przeprowadzić renegocjacji zawartego kontraktu, stosują różne metody ochrony własnego majątku. Najgorszym z możliwych scenariuszem jest porzucenie robót budowlanych, co w praktyce inwestycyjnej nie jest wcale sporadycznym wyjątkiem. Porzucone roboty nie powodują przerwania więzi obligacyjnej między inwestorem a wykonawcą lub kolejnymi podwykonawcami. Znaczy to, że porzucający jest nadal odpowiedzialny za własne zobowiązanie i za wszystkie skutki jego niewykonania lub nienależytego wykonania. Przedsiębiorca ma możliwość żądania odszkodowania z tego tytułu od innego przedsiębiorcy do momentu przedawnienia. Okres ten zwykle trwa trzy lata, jeżeli strony nie przewidziały dłuższej odpowiedzialności gwarancyjnej lub odpowiedzialności z tytułu rękojmi za wady. A zatem porzucający naraża się na wszczęcie postępowania sądowego przeciwko niemu i egzekucję z jego majątku kwot równych wysokości poniesionej przez drugą stronę straty oraz kar umownych, jeśli te zostały zastrzeżone w umowie.
Powyższe jest konsekwencją jednej z najważniejszych zasad polskiego prawa cywilnego, którą jest zasada obowiązku dotrzymywania umów – pacta sunt servanda. Zasada ta, wywodząca się jeszcze z czasów rzymskich, mimo że nie została zapisana w żadnej ustawie w sposób dosłowny, należy do kanonu podstawowych zasad prawa zobowiązań demokratycznego państwa prawa. Nie znaczy to jednak, że pacta sunt servanda jest zasadą absolutną. To znaczy istnieją okoliczności, które ograniczają obwiązek dotrzymania umowy, a nawet pozwalają na skuteczne uchylenie się od niego.
Do takich bezpieczników należy przyjęta przez polskiego ustawodawcę klauzula prawa cywilnego – rebus sic stantibus (dosłownie z łac. skoro sprawy przybrały taki obrót), znajdując swój normatywny wyraz w postaci regulacji ustawowej w art. 3571 ustawy z dnia 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny (k.c.). Zgodnie z brzmieniem tego przepisu, jeżeli z powodu nadzwyczajnej zmiany stosunków spełnienie świadczenia byłoby połączone z nadmiernymi trudnościami albo groziłoby jednej ze stron rażącą stratą, czego strony nie przewidywały przy zawarciu umowy, sąd może po rozważeniu interesów stron, zgodnie z zasadami współżycia społecznego, oznaczyć sposób wykonania zobowiązania, wysokość świadczenia lub nawet orzec o rozwiązaniu umowy. W doktrynie prawniczej przyjmuje się, że w koncepcję zasady pacta sunt servanda wpisuje się klauzula rebus sic stantibus, tzn. ta druga stanowi rozwinięcie i uzupełnienie zasady obowiązku dotrzymywania umów. A zatem po przełożeniu z języka prawniczego istotnym wnioskiem dla inwestora i przedsiębiorcy budowlanego jest to, że obowiązek dotrzymywania umów doznaje ograniczeń w sytuacjach, w których spełnienie świadczenia z powodu nadzwyczajnej zmiany stosunków byłoby połączone z nadmiernymi trudnościami albo groziłoby jednej ze stron rażącą stratą, czego strony nie przewidywały przy zawarciu umowy. Na uwagę zasługuje fakt, że ograniczenie obowiązku nie jest równoznaczne z jego zniesieniem, choć i taki scenariusz nie jest wykluczony.
Postępowanie mające na celu zmianę bądź rozwiązanie umowy nie jest jednakże złotym środkiem na wszelkie problemy inwestorów i wykonawców robót budowlanych. Czynnikiem ograniczającym korzystanie z klauzuli rebus sic stantibus jest to, że poza stronami umowy tylko sąd jest upoważniony do zmiany stosunku zobowiązaniowego i to dopiero po rozważeniu interesów stron oraz zgodnie z zasadami współżycia społecznego. Przewlekłość postępowań niestety nie daje nadziei na szybkie rozwiązanie na ławach sądowych powstałego na budowie problemu. Niemniej w przypadkach wyjątkowych powództwo oparte na takich podstawach materialnych może uchronić przed negatywnymi konsekwencjami majątkowymi, dlatego w interesie każdej strony powinno być pozostawienie sobie możliwości skorzystania z klauzuli wyrażonej w art. 3571 k.c.
Należy jednak pamiętać, że powołanie się na tę klauzulę może zostać wyłączone zapisem umownym. Innymi słowy, jeżeli strony przewidzą w treści kontraktu, że nie będą się powoływać na klauzulę rebus sic stantibus, powoływanie się na nadmierne trudności albo grożące rażące straty nie będzie miało żadnego znaczenia. Ograniczenie takie często przyjmuje formę mniej oczywistą. Zapis, że na potrzeby danej umowy art. 3571 k.c. nie będzie miał zastosowania, w całości wyłącza możliwość sądowej zmiany stosunku zobowiązaniowego. Należy więc bardzo uważnie śledzić treść umowy, a jeżeli strona potencjalnego kontraktu nie zgadza się z takim rozwiązaniem – podjąć stosowne czynności negocjacyjne bądź rozważyć zasadność zawarcia umowy.
Jak zatem powinna postąpić strona, która w przypadku dalszej realizacji zadania będzie pozostawała w sytuacji grożącej jej rażącą stratą? W pierwszej kolejności należy zweryfikować, czy przyczyny takiego stanu, tj. wystąpienie nadmiernych trudności w spełnieniu świadczenia, są wynikiem nadzwyczajnej zmiany stosunków oraz czy strony nie przewidywały powyższych relacji przy zawarciu umowy. Należy także zwrócić uwagę, że przepis ten nie stanowi o zdarzeniu będącym przyczyną zmiany stosunków. Może zatem zaistnieć sytuacja tego rodzaju, że „zwyczajne” przyczyny doprowadzą do nadzwyczajnych skutków, choć zdaje się, że częściej samo zdarzenie również będzie mieć charakter wyjątkowy. Zgodnie z utrwalonym w doktrynie prawniczej stanowiskiem art. 3571 k.c. może znaleźć zastosowanie np. w razie nadzwyczajnej zmiany sytuacji gospodarczej. Trudne jednakże może być przekonanie sądu, że trwający od dłuższego czasu deficyt wykwalifikowanych pracowników jest zmianą nadzwyczajną i strony wcześniej jej nie przewidziały. Podpowiedzią w ocenie, czy dana sytuacja kwalifikuje się do zastosowania klauzuli rebus sic stantibus, może być linia orzecznicza Sądu Najwyższego (SN), który wskazał, że za nadzwyczajną zmianę stosunków należy zatem uznać taką, która niweczy kalkulację dokonywaną przez wykonawcę z uwzględnieniem zwykłego ryzyka kontraktowego (wyrok SN z 5.12.2013 r., V CSK 2/13). Podobnie w wyroku z 21.09.2011 r. (I CSK 727/10) SN wskazał, że przez nadzwyczajną zmianę stosunków rozumieć należy stan rzeczy, na który składają się okoliczności nieobjęte typowym ryzykiem umownym, mające obiektywny charakter, a zatem niezależne od stron, czego one nie przewidywały przy zawieraniu umowy i nie miały podstaw do przewidzenia (wyróżnienie autora).
Niemniej, jeżeli strona jest przekonana o nadzwyczajnej zmianie stosunków, pierwszym jej krokiem powinna być próba wzajemnego porozumienia się z kontrahentem. Zgoda zawsze gwarantuje najmniejsze straty dla obu stron umowy, jednakże nie gwarantuje ich całkowitego uniknięcia. Dlatego, mimo że się wydaje, iż dobrze uzasadnione podstawy we wniosku o zmianę stosunku zobowiązaniowego powinny zostać uwzględnione przez kontrahenta, to zawsze wniosek taki wywoła wzburzenie w relacjach między stronami. Pozostaje sądzić, że jednostronne porzucenie robót nie spowodowałoby mniejszego konfliktu, a odmowa renegocjacji warunków umownych otwiera stronie drogę do wniesienia powództwa o zmianę treści umowy lub jej rozwiązania przez sąd, czego de facto obie strony chciałyby uniknąć.
mgr inż., mgr prawa Przemysław Bogusz