W związku z nieustającymi trudnościami związanymi z pozyskiwaniem pracowników, polscy pracodawcy zmuszeni są szukać nowych źródeł zasobów pracowniczych. Jaki jest więc obecny trend?
Fot. jarmoluk/pixabay.com
Emigracja pracowników z Ukrainy do krajów Europy Zachodniej coraz częściej skłania polskich pracodawców do pozyskiwania pracowników w byłych republikach radzieckich. Czy zatem siła robocza z Białorusi, Azerbejdżanu lub Kazachstanu to przyszłość polskiej gospodarki?
Nowe kierunki pozyskiwania pracowników
Obecnie najczęstszymi kierunkami pozyskiwania pracowników – oprócz Ukrainy – są kraje Azji Wschodniej, czyli Nepal, Indie, Bangladesz czy w mniejszym stopniu Filipiny, Wietnam i Indonezja. Coraz częściej jednak pochodzą oni z Białorusi, Mołdawii, Gruzji, Azerbejdżanu oraz Armenii.
– Oprócz państw wchodzących w skład partnerstwa wschodniego, do nowych kierunków imigracji zarobkowej należą także kraje z Azji Środkowej, czyli Turkmenistan, Uzbekistan lub Kazachstan. Co więcej, warto wspomnieć także o samej Rosji, ponieważ istnieje możliwość pozyskiwania stamtąd zasobów ludzkich, jednak jest ona o wiele trudniejsza ze względu na politykę migracyjną Federacji Rosyjskiej. Warto jednak pamiętać, że przy odpowiednim przygotowaniu jest to absolutnie możliwe – mówi Mariusz Hoszowski, prezes firmy Smart Work.
Pracownicy z byłych republik radzieckich
Skąd pomysł, aby pozyskiwać pracowników akurat z tych rejonów? Jak twierdzi Mariusz Hoszowski, oprócz uwarunkowań ekonomicznych, skłaniających obywateli tych krajów do migracji, mają na to wpływ czynniki takie, jak np. lingwistyczny – większość obywateli byłych republik radzieckich posługuje się językiem rosyjskim, co ułatwia komunikację. Kolejna kwestia to doświadczenie w pracy w przemyśle, którego w znacznym stopniu brakuje pracownikom z Dalekiego Wschodu. Osoby te nie są bowiem przyzwyczajone do pracy zmianowej oraz nie potrafią dopasować się do kultury pracy wymaganej w polskich zakładach i fabrykach. Często nie mają doświadczenia w posługiwaniu się podstawowymi narzędziami oraz umiejętności korzystania z infrastruktury technicznej czy bytowej. Istotny bywa aspekt wyznaniowy, gdyż może on mieć destrukcyjny wpływ na higienę pracy oraz jej ciągłość. Podsumowując, brak przestrzegania standardów, do których przyzwyczajeni są polscy pracownicy, może znacząco utrudniać współpracę.
Uciążliwa migracja
Brak pewności co do pracowników dalekowschodnich odczuwają polscy pracodawcy, gdyż ci traktują często Polskę jako etap przejściowy w drodze do krajów Europy Zachodniej, gdzie mogą liczyć na lepsze warunki socjalne.
– Spotykamy się nagminnie z przypadkami nagłego porzucenia pracy i wyjazdu do innych krajów Unii Europejskiej, gdzie funkcjonuje diaspora z danego kraju – przykładem mogą być Nepalczycy w Portugalii. Większość tego typu problemów nie występuje wśród pracowników z państw postradzieckich. Przybywają oni do nas nie tylko by podjąć pracę, ale również aby na stałe funkcjonować w rzeczywistości naszego kraju. Jest to wartość nadrzędna, która w powiązaniu z komunikacją predestynuje tego typu kadry pracownicze bardziej niż pracowników z Dalekiego Wschodu do uzupełniania wakatów opuszczanych przez Ukraińców – ocenia Mariusz Hoszowski.
Czy pracownicy z republik postradzieckich zastąpią Ukraińców?
– W moim przekonaniu przy obecnej organizacji polskich struktur konsularnych za granicą i krajowych procedurach zatrudniania, głównym czynnikiem utrudniającym pozyskiwanie pracowników spoza Ukrainy jest brak przepustowości. Widać to dokładnie w sytuacji, w której na pozwolenie na pracę, będące podstawą do ubiegania się o wizę, trzeba czekać powyżej 7 miesięcy, a oczekiwanie na spotkanie z konsulem trwa niekiedy jeszcze dłużej. Do tego dochodzi jeszcze wysokich procent odmów wizowych, przez co ostatecznie proces rekrutacji pracowników i ich adaptacji do miejsca pracy trwa nierzadko wiele miesięcy. W takiej sytuacji trzeba strategicznie kształtować strukturę zatrudnienia w zakładzie, na razie nie traktując zasobów z krajów postradzieckich jako zamienników, lecz jako uzupełnienie pracowników z Ukrainy. Oczywiście w miarę rozwoju przepustowości i ewentualnych nowych rozwiązań prawnych ułatwiających zatrudnianie cudzoziemców z państw trzecich, istnieje szansa na to, że Ukraińcy będą w większym stopniu zastępowalni. W tym momencie takie rozwiązanie jest jednak niemożliwe, gdyż przy ponadpółtoramilionowej rzeszy pracowników z Ukrainy, przepustowość struktur wynosi jedynie kilkanaście tysięcy rocznie – podsumowuje Mariusz Hoszowski.
Polecamy też: Praca w budownictwie – raport specjalny