Wiceprezes Krajowej Rady Polskiej Izby Inżynierów Budownictwa w latach 2002–2006 oraz 2006–2010. Kierownik Biura Inżynierskiego Budownictwa w Krakowie. Członek Krajowej Rady Polskiej Izby Inżynierów Budownictwa.
Urodzony w 1934 r. w Krakowie. Absolwent Wydziału Budownictwa Lądowego o specjalności konstrukcje budowlane Politechniki Krakowskiej. Właściciel Biura Inżynierskiego Budownictwa. Wiceprezes Krajowej Rady Polskiej Izby Inżynierów Budownictwa w latach 2002–2010.
Czy mogę czuć się człowiekiem budownictwa? Budowniczym, czy też budowlańcem? Z pewnością czas czynnej pracy zawodowej jest miernikiem bezdyskusyjnym, wyliczalnym. A rezultat wielu lat działalności i pracy w zawodzie? To już ocenią inni…
Właśnie minęły 52 lata od czasu podjęcia przeze mnie, z jeszcze „świeżym” dyplomem magistra inżyniera w kieszeni, pierwszej pracy zawodowej. Przyjmujący mnie do pracy na budowie stary budowlaniec, szef dużego zespołu budów przemysłowych w Skawinie koło Krakowa, był wyraźnie niezadowolony z zapisów w przedłożonych mu dokumentach, mówiących o dobrych wynikach studiów, pracy i egzaminu dyplomowego. – Chce pan pracować w wykonawstwie budownictwa przemysłowego? Tu inne cechy i oceny się liczą – stwierdził. – Po ich zdobyciu, przy podejmowaniu decyzji o dalszym rozwoju zawodowym, wykorzysta je pan jako potwierdzenie swojej wszechstronności, zdobytego wykształcenia i odbytych praktyk zawodowych. Będzie to jednak dopiero po około pięciu latach. I tak było…
Był to koniec lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku! Jakże celne i do dziś aktualne okazały się te sądy i rady. Przypominam je sobie zawsze, gdy obserwuję młodych absolwentów politechnik, którzy rozpoczynają pracę w handlu i usługach zupełnie niezwiązanych z ukończonym kierunkiem studiów. A w rozmowie wzdychają za możliwością podjęcia pracy w zawodzie, którego dyplom mają w kieszeni. Martwi mnie także ta ogromna emigracja zarobkowa młodych, którzy zatrudniają się przy pracy „na zmywaku” czy na nocnych zmianach w transporcie. Poradzą sobie – choć część z nich nie skorzysta już nigdy z wiedzy teoretycznej zdobytej podczas studiów. To duża szkoda. Po kilku latach spędzonych na wykonywaniu przypadkowych zajęć zarobkowych ci młodzi, wykształceni obywatele nie będą potrafili podjąć pracy w zawodzie. Nie uda się im dogonić wiedzy technicznej, która rozwija się w galopującym tempie. Moje pokolenie, otrzymując dyplom w innych realiach gospodarczych, pomstowało na obowiązkowe przydziały pracy, na przedstawicieli firm i instytucji polujących na świeżo upieczonych dyplomantów. Ot, tempora mutantur…
W czasach mojej młodości ambicją opuszczających uczelnie, chętnych i zapalonych kandydatów na inżynierów produkcji budowlanej, było zdobyć pracę
na dużych budowach przemysłowych, licznych wówczas w kraju. Wielu udało się te ambicje zrealizować. „Modne” wtedy były zagłębia budowlane w Turoszowie,
Głogowie, Tarnobrzegu oraz duże elektrownie czy też śląskie i krakowskie zagłębia przemysłowe, a także rozwijające się aglomeracje miejskie z budownictwem mieszkaniowym i infrastrukturą. Podejmujący pracę w tamtych czasach to dziś spora grupa emerytów z dorobkiem zawodowym. Niektórzy z nich są jeszcze czynni zawodowo, choć na zwolnionych obrotach. Spotykają się i działają w stowarzyszeniach, prowadzą działalność głównie ekspercką, szkoleniową, doradczą. To w swoim i ich imieniu skreśliłem tych kilka wspomnieniowych słów.