Postępujące w bardzo szybkim tempie zmiany klimatyczne przy dotychczasowym sposobie budowania miast powodują coraz częstsze występowanie ulewnych deszczy, w efekcie których dochodzi do zalań i lokalnych podtopień. Skuteczne zarządzanie wodami opadowymi w miastach jest możliwe, jednak wdrożenie odpowiednich rozwiązań wymaga przemyślanej polityki przestrzennej oraz współpracy między różnymi sektorami i dyscyplinami – między naukowcami, inżynierami, urbanistami oraz przedstawicielami administracji publicznej. Jak zatem przeciwdziałać tym negatywnym zjawiskom? Jakie rozwiązania powinny być wprowadzone? Jak w związku z tym powinno zmieniać się budownictwo? O odpowiedź na te pytania poprosiliśmy ekspertów branżowych.
Fot. Canva (AI)
Katastrofalne wrześniowe powodzie na południu Polski dały powód do poważnych dyskusji nie tylko na temat roli budownictwa wodnego, zwłaszcza hydrotechnicznego, lecz także sytuowania zabudowy na terenach zagrożonych powodzią. Nie można zapominać, że polityczny populizm zablokował budowę kilku mniejszych od zbiornika Racibórz Dolny obiektów w Kotlinie Kłodzkiej, które być może uratowałyby wiele miejscowości. Inną sprawą jest kulejący od wielu lat system nadzoru nad urządzeniami wodnymi i brak jasnych regulacji, kto za nie odpowiada. Dotyczy to zwłaszcza obiektów wiekowych, o złym stanie technicznym. Woda płynąca jest systemem połączonym – każdy nieprawidłowo użytkowany próg wodny czy jaz przyczynia się do zwiększenia ryzyka powodziowego w przypadku podwyższonego stanu wód.
Coraz śmielej podnoszony jest argument wykluczenia możliwości odbudowy zniszczonej zabudowy i lokalizowania nowej (zwłaszcza mieszkaniowej) na terenach zagrożonych powodzią. Po powodzi tysiąclecia i przykładzie wrocławskiego osiedla Kozanów zwracano uwagę, że konieczne jest wprowadzenie systemu kontroli nad lokalizowaniem zabudowy w takich miejscach. Dlatego też ustawa Prawo wodne przewiduje obowiązek uzgadniania z Wodami Polskimi wszystkich aktów planistycznych. Nie wyeliminowało to jednak problemu. Niejednokrotnie bowiem zabudowa na tzw. terenach zalewowych powstawała za zgodą lub przynajmniej przy braku sprzeciwu Wód Polskich (a wcześniej Regionalnych Zarządów Gospodarki Wodnej) i była następnie niszczona przez falę powodziową. Jeżeli zabudowa ta zostanie odtworzona w tym samym miejscu, to zapewne tylko kwestią czasu jest, gdy zostanie ponownie zniszczona w wyniku kolejnego żywiołu. Obecne wskazania klimatologów nie pozostawiają bowiem złudzeń, że tak ekstremalne zjawiska będą występować coraz częściej i będą coraz bardziej niszczycielskie.
Wszelkie działania dotyczące adaptacji miasta do zmiany klimatu powinny wynikać z opracowanych miejskich planów adaptacji do zmian klimatu (MPA). Ten rodzaj dokumentu strategicznego winien wskazywać, które sektory tkanki miejskiej są najbardziej wrażliwe oraz jaka jest podatność miasta na zmianę, powinien także zawierać harmonogram działań. MPA należy opracowywać z udziałem wielu stron – interesariuszy, którzy mają wpływ na rozwój poszczególnych sektorów miasta, z uwzględnieniem wpływu tych sektorów na zmianę klimatu.
Istotnym elementem MPA są koncepcje zagospodarowania wód opadowych. Inwestycje w infrastrukturę kanalizacyjną odprowadzającą wody opadowe powinny byś wspierane mniejszymi inwestycjami w błękitno-zieloną infrastrukturę, która tymczasowo może retencjonować nadmiar wód opadowych. W polskich miastach obserwujemy coraz więcej tego typu przykładów – w postaci budowy suchych niecek na terenach zieleni, ogrodów deszczowych czy też powstawania nowych terenów zieleni kosztem odbetonowywania powierzchni zasklepionych.
Z drugiej strony miasta powinny dążyć do neutralności klimatycznej i w ten sposób zarządzać swoją infrastrukturą, szczególnie budynkami, aby minimalizować zużycie energii i w większym stopniu korzystać z energii ze źródeł odnawialnych, odchodząc od paliw kopalnych. Zwiększanie efektywności energetycznej budynków to istotny wkład w ograniczenie emisji dwutlenku węgla, konieczne w przeciwdziałaniu zmianom klimatycznym.
Warto wspomnieć, iż miasta mogą się ubiegać o dofinansowanie swoich działań dotyczących adaptacji do zmian klimatu z Programu Fundusze Europejskie na Infrastrukturę, Klimat, Środowisko 2021–2027 (FEnIKS) w ramach osi priorytetowych I i II. Jednym z sześciu obszarów tematycznych FEnIKSa jest właśnie adaptacja do zmian klimatu.
Moim zdaniem potrzebujemy wrócić do dużego masterplanu w skali całego kraju, który uwzględniałby nasze potrzeby i zmieniający się klimat. Pamiętajmy, że gospodarka wodą to jest również działanie przeciw suszy. Mamy jednofunkcyjny zbiornik Racibórz Dolny, którego zadaniem jest wypłaszczanie fali powodziowej. Jednak na kaskadzie Nysy Kłodzkiej są i inne zbiorniki – dwufunkcyjne, czyli Kozielno, Topola, Otmuchów, Głębinów, które służą jednocześnie retencji i wypłaszczają falę.
Masterplan, o którym wspomniałem, powinien uwzględniać modernizację już istniejących obiektów ochronnych, niektóre z nich mają bowiem sto lat. Warto je zweryfikować, zabezpieczyć, wzmocnić. Taką przebudowę wykonano w przypadku zapory na rzece Witka, która została rozmyta przez falę powodziową w 2010 r. Przed katastrofą zapora miała konstrukcję ziemną – po odbudowie stanowi zaporę betonową z dodatkowym urządzeniem przelewowym i przepławką dla ryb. Obiekt zapewnia bezpieczne przyjęcie fali powodziowej o rozmiarach większych niż w 2010 r. Mamy nowe technologie umożliwiające betonowanie podwodne płyt czy odbudowywanie zdegradowanych ekranów czołowych – potrzeba tylko nakładów na modernizację.
W ramach masterplanu moglibyśmy też przebudować wały przeciwpowodziowie, by w określonych miejscach ulegały kontrolowanemu rozmyciu, kierując wodę na poldery pozamiejskie. Uważam, że dla całości zlewni wszystkich naszych rzek powinniśmy stworzyć ogólny plan gospodarki wodnej, uwzględniający również ich potencjał energetyczny.
Wzorem do naśladowania dla wszystkich hydrotechników i meliorantów jest Holandia, ale ten kraj ma zupełnie inną topografię i problemy niż Polska. U nas są zarówno tereny górskie (jak w Austrii, Szwajcarii), na których powódź jest nagła, jak i nizinne, gdzie woda rozlewa się na dużym obszarze.
Jeżeli szukamy rozwiązania, które pomoże gospodarować wodami opadowymi na terenach zurbanizowanych zgodnie z zasadą rozwoju zrównoważonego, czyli zatrzymywać wody opadowe w całości lub w części w miejscu, gdzie opad wystąpił, to rozwiązaniem odpowiadającym takim wymaganiom jest budowanie dachów zielonych. Zazielenione powierzchnie dachów czy tarasów mają bowiem zdolność retencjonowania wody opadowej, zmniejszania szczytowej fali odpływu i opóźniania spływu deszczówki.
Dachy zielone wspomagają miejskie systemy kanalizacyjne w krytycznych sytuacjach – dzięki stosowaniu na dużą skalę dachów zielonych kanalizacja jest mniej przeciążona. W skrócie mówiąc, funkcjonuje to w ten sposób, że część wody opadowej spadającej na zazielenioną powierzchnię dachu zostaje zatrzymana w podłożu, w którym są ukorzenione rośliny, w warstwie drenażowo-retencyjnej oraz we włókninach. Deszczówka wykorzystywana jest przez rośliny do procesów życiowych.
Część wody opadowej jest również oddawana do atmosfery w procesach parowania – ewaporacji z powierzchni dachu i transpiracji z powierzchni roślin. Odpływ wody opadowej z dachu zielonego następuje po wyczerpaniu zdolności do przyjęcia wody przez te warstwy konstrukcyjne.
Wiele miast, które doświadczyły zalania, np. Hamburg czy Kopenhaga, wprowadziło specjalne programy wspierania budowy dachów zielonych. W Polsce niektóre miasta (Wrocław, Gdańsk, Warszawa, Poznań, Katowice, Bielsko-Biała, Dąbrowa Górnicza) również miały takie przepisy lub nadal wprowadzają regulacje, które stymulują powstawanie dachów zielonych. Jesteśmy jednak dopiero na początku tej drogi i potrzebujemy bardziej systemowych rozwiązań i kampanii uświadamiających korzyści wynikające ze stosowania dachów zielonych na większą skalę.
Planowanie przestrzenne wymaga od włodarzy gmin dobrej strategii i szeroko pojętych działań uwzględniających np. poświęcenie większych nakładów finansowych na konkretne obszary. To jeden z najważniejszych aktów stanowienia prawa miejscowego i radni powinni te plany oraz strategię budować, analizując wiele aspektów.
Dużo złego dla naszej gospodarki przestrzennej zrobiła likwidacja Izby Urbanistów i deregulacja tego zawodu. Typowej pracy planisty i tak szerokiego wachlarza analiz, m.in. aspektów środowiskowych, nie wykonują ani inżynierowie budownictwa, ani architekci. Jednocześnie Wody Polskie nie mają już takiego prawa weta wobec budowania na terenach powodziowych, bo zostało im to odebrane.
Anomalie pogodowe nie znikną, a wręcz będą się nasilać. Przecież jeszcze w sierpniu mieliśmy suszę, a chwilę później gigantyczne ulewy, które błyskawicznie doprowadziły do powodzi. Planowanie przestrzenne musi być na to gotowe.
Moim zdaniem bez systemowych rozwiązań dotyczących możliwości zabudowy, a jednocześnie wzmocnienia ochrony przeciwpowodziowej i istniejących budowli hydrotechnicznych sytuacje przypominające tegoroczne na Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie będą zdarzać się częściej.
Bardzo ważna jest również retencja wody – stosowanie powierzchni biologicznie czynnych, a także walka z tzw. betonozą. Na szczęście władze samorządowe mają już świadomość, jaki problem stanowią „wykostkowane” place i rynki. Jest natomiast dużo do zrobienia, jeśli chodzi o odprowadzanie wody deszczowej, ponieważ wszystkie systemy kanalizacyjne są przestarzałe i wymagają modernizacji. Mamy też wiele terenów, które nie są jeszcze skanalizowane.
Uważam, że ostatnie wydarzenia pokazały, że warto wsłuchać się w głos inżynierów budownictwa, by budować miasta bezpieczne i odporne na zmiany klimatu.
Dyskusja ukazała się w numerze 2/2024 czasopisma „Budownictwo. Trendy i Biznes”.