Wciąż wierzę, że tak, choć obserwacja tego, co się dzieje na naszym rynku budowlanym, może zachwiać wiarę nawet najbardziej zagorzałego idealisty.
Niestety, chyba każdy z nas mógłby wskazać osoby i firmy, których zachowania urągają elementarnej przyzwoitości. Posłużę się przykładem zasłyszanym w czasie niedawnej dyskusji na temat etyki w budownictwie, na którą zaprosiło mnie Polskie Stowarzyszenie Menedżerów Budownictwa. Otóż przedstawiciel jednej z firm wykonawczych opowiadał o młodym inżynierze, który zwolnił się z poprzedniej, ponieważ dostał od swoich szefów ostrą reprymendę za to, że przyjął robotę od podwykonawcy. Ów inżynier nie widział powodu do odmowy, skoro ten wykonał ją dobrze. Powyższy przykład budzi grozę, ale równocześnie napawa optymizmem, że są jeszcze ludzie, którzy nie poddają się presji cwaniaków, dbających wyłącznie o własną kieszeń.
Problem w tym, że tego typu cwaniactwo stało się w budownictwie istną plagą. Są menedżerowie, którzy bez mrugnięcia okiem puszczają z torbami dziesiątki podwykonawców. Bodaj najjaskrawszym tego przykładem były niektóre kontrakty drogowe. Ktoś powie, że to wina złego prawa oraz zamawiających, dla których jedynym kryterium wyboru oferty jest najniższa cena. Zgoda, ich zachowanie bywa skandaliczne. Chcę jednak zauważyć, że nikt nikogo nie zmusza do uczestniczenia w grze, która przypomina raczej rosyjską ruletkę. I nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że firmy nie mają wyboru, bo jeśli nie zaryzykują, to zbankrutują z powodu braku zleceń. Różnica jest taka, że jeśli zbankrutują samotnie, nie pociągną na dno innych przedsiębiorców.
Kluczową kwestią jest uczciwa konkurencja. Czy zwyciężą w niej najlepsze firmy w dużym stopniu zależy od ich szefów. Cieszę się więc, że Polskie Stowarzyszenie Menedżerów Budownictwa próbuje zwrócić im uwagę, że nieetycznym postępowaniem zamieniają nasz rynek budowlany w dżunglę, w której silniejsi będą „zjadali” słabszych.
Z dyskusji, której przysłuchiwała się szefowa Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, wyszedłem z przekonaniem, że nie jest jeszcze za późno. Świadczy o tym chociażby postawa wspomnianego inżyniera, a takich jak on z pewnością jest dużo więcej. Liczę, że także instytucje zamawiające roboty budowlane zrozumieją, że postępowanie na zasadzie, kto kogo przechytrzy, do niczego dobrego nie prowadzi.
Wkrótce przekonamy się, czy mam rację i czy słowa „profesjonalizm” oraz „etyka” jeszcze coś znaczą w budownictwie. Testem będą przetargi, których – mam nadzieję – będzie w najbliższych latach coraz więcej. Nie możemy po raz drugi zaprzepaścić boomu w budownictwie, który zawdzięczamy funduszom unijnym na infrastrukturę. Z poprzedniego nasze firmy wyszły mocno poturbowane. Ba, niektórym tego boomu nie udało się przetrwać. Mam nadzieję, że to się nie powtórzy. Menedżerom budowlanym chcę więc na koniec zadedykować fragment „Pieśni o spustoszeniu Podola” Jana Kochanowskiego: Cieszy mię ten rym: „Polak mądr po szkodzie”;/ Lecz jeśli prawda i z tego nas zbodzie,/ Nową przypowieść Polak sobie kupi,/ Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi.
Marek Wielgo
Gazeta Wyborcza