Autor zastanawia się na kolejną nowelizacją Prawa budowlanego, podkreślając, że krytykować jest jednak zawsze łatwiej, niż wnieść coś nowego i sensownego.
Ponad rok temu, 28 stycznia 2006 r., doszło do najtragiczniejszej w Polsce katastrofy budowlanej, w zawalonej hali Międzynarodowych Targów Katowickich zginęło ponad 60 osób.
Autor zastanawia się na kolejną nowelizacją Prawa budowlanego, podkreślając, że krytykować jest jednak zawsze łatwiej, niż wnieść coś nowego i sensownego.
Ponad rok temu, 28 stycznia 2006 r., doszło do najtragiczniejszej w Polsce katastrofy budowlanej, w zawalonej hali Międzynarodowych Targów Katowickich zginęło ponad 60 osób.
Nieszczęście to wywołało powszechną dyskusję dotyczącą bezpieczeństwa obiektów budowlanych, obowiązków właścicieli i zarządców tych obiektów oraz nadzoru budowlanego. Wskazało też na potrzebę takiego uregulowania kwestii związanych z utrzymaniem i użytkowaniem budynków i budowli, aby już nie można było w majestacie prawa tłumaczyć się, że nie ma przepisu nakazującego (w sposób łopatologiczny, czyli dosłownie łopatą) usunięcie śniegu z płaskiego dachu.
Oczywiście, powie niejeden z czytelników, przed II wojną światową też takiego jednoznacznego przepisu nie było, a mimo to każdy dozorca wiedział, że zwały śniegu należy z dachu usunąć, bo mogą być one dla tego dachu (i ludzi pod nim) zagrożeniem. To prawda, ale poprzez obecnie panujący w legislacji trend (chyba już niestety nieodwracalny), uznający konieczność uregulowania odpowiednim przepisem wszystkiego (także wymiaru kartofl a pozwalającego wykonać z niego frytkę), następuje zjawisko wyłączenia zasady racjonalności postępowania. W każdej sytuacji, z jaką się stykamy, staramy się odszukać odpowiedni przepis, który daną sytuację reguluje. A jak go nie ma, czyli kwestia (przez przeoczenie) pozostała do tej pory nieuregulowana, no to nie trzeba nic. W szczególności nie trzeba zachować się tak, jak podpowiada zdrowy rozsądek, no bo skoro nie ma przepisu…
Wiosną zeszłego roku podjęto prace nad kolejną (wg moich obliczeń wówczas 39.) nowelizacją Prawa budowlanego, mającą uzupełnić m.in. brakujący przepis dotyczący śniegu na dachu. Jak zwykle okazało się, że nie można, no bo po prostu nie wypada sformułować tego zbyt trywialnie, należało użyć pewnego stopnia uogólnienia, tak jak zwykle ma to miejsce w przepisach o randze ustawy. Dyskusje trwały zapewne dość długo, na tyle długo, że śnieg stopniał sam w sposób jak najbardziej naturalny, a jedynie tam, gdzie obiekty odwiedzili inspektorzy PINB-ów, pomogli mu w zniknięciu (poprzez zrzucenie z dachu) ludzie zatrudnieni przez właścicieli i zarządców nieruchomości. Notabene niekiedy ku wielkiej radości obserwujących taką akcję dekarzy, którzy aż zacierali ręce widząc na dachach pospolite ruszenie, tłukące stalowymi łomami lód zalegający na papie pokrycia.
A tak na marginesie, nie wiem, czy zastanowiliście się wówczas Państwo, w styczniu i lutym zeszłego roku, dlaczego to nadzór budowlany „ubrano” w kontrole grubości śniegu zalegającego dachy budynków. To oczywiste, znowu powie ktoś, przecież kontrola prawidłowości użytkowania obiektów budowlanych to jedno z ustawowych zadań nadzoru budowlanego, zapisane w art. 81 ustawy. No tak, ale czy za nieodśnieżone dachy (lub tylko brak właściwej kontroli w tym zakresie) można mieć pretensje do nadzoru? Przecież w sumie więcej ludzi ginie rocznie na polskich drogach w efekcie ich oblodzenia lub nieodśnieżenia, niż zginęło jednorazowo w katowickiej tragedii. Droga jest też obiektem budowlanym (konkretnie jest, wg słowniczka ustawy, budowlą), a mimo to nikomu nie przychodzi nawet do głowy wymagać od nadzoru budowlanego kontrolowania zimowego utrzymania dróg. {mospagebreak}
Sprawa przeciągnęła się do lata 2006 i wówczas urodził się pomysł włączenia w zakres planowanej nowelizacji ustawy także generalnej reformy nadzoru budowlanego na jego podstawowym, czyli powiatowym szczeblu. Zniknąć miały powiatowe inspektoraty nadzoru budowlanego, a na ich miejsce przewidziano powstanie inspektoratów okręgowych, obejmujących więcej niż jeden powiat (od 3 do 11). Założono też większe uniezależnienie nadzoru od ogniw władzy samorządowej, bowiem przy obecnie istniejących zależnościach (m.in. powoływanie i odwoływanie powiatowych inspektorów przez starostów lub prezydentów miast) wymaganie, aby powiatowy inspektor był skuteczną policją budowlaną także w stosunku do działalności budowlanej jednostek komunalnych samorządu, jest raczej iluzoryczne.
W początkach listopada zeszłego roku udało się wreszcie złożyć w Sejmie rządowy projekt ustawy o zmianie ustawy – Prawo budowlane oraz niektórych innych ustaw wraz z projektem odpowiedniego aktu wykonawczego opisującego reorganizację służb nadzoru (druk sejmowy 1109).
Wydawać się mogło, że teraz już sprawy nowelizacji Prawa budowlanego potoczą się błyskawicznie, wszak nowa zima była za pasem i problem śniegu na dachach znowu nabierał znaczenia. Nic jednak podobnego, opór przeciwko zmianom w nadzorze okazał się bardzo gwałtowny, a i sama natura nie pospieszała, zima była wyjątkowo małośnieżna.
W końcu jednak prace legislacyjne musiały dojść do końca i 13 lutego 2007 r. sejmowa podkomisja nadzwyczajna (po posiedzeniach z 7 grudnia, 11 i 25 stycznia i 13 lutego) przedłożyła ostateczny tekst projektu ustawy. Niemal identyczny z tekstem z listopada 2006. Sprawa wydała się już przesądzona. 15 marca w trakcie tzw. drugiego czytania jeszcze nadal była mowa o reorganizacji nadzoru, dzień później jednak z niej zrezygnowano i do Senatu w dniu 29 marca powędrowała z Sejmu ustawa nowelizacyjna nie zmieniająca nic w strukturze organizacyjnej i zasadach powoływania organów nadzoru budowlanego.
Pewnych rzeczy po prostu nie da się zapisać konkretnie – konieczne jest pewne uogólnienie.
Przyjrzymy się więc uważniej temu, co z nowelizacji zostało, czy czasem nie znajduje tu zastosowania ludowe porzekadło, że góra urodziła mysz?
Zostały przede wszystkim zwiększone obowiązki osób odpowiedzialnych za właściwe utrzymanie i użytkowanie nieruchomości. Czy jednak w sposób jednoznaczny i jednocześnie skuteczny? Wiem i wie to każdy, że pewnych rzeczy po prostu nie da się zapisać konkretnie, że konieczne jest pewne uogólnienie, użycie określeń powszechnie stosowanych, lecz mało konkretnych. Jeśli jednak napotykam stwierdzenia typu: „szczególnie uzasadniony przypadek”, „istotne odstępstwo”, „niedopuszczalna niezgodność”, „uzasadnione wątpliwości”, „stosunek prawny lub faktyczny” czy „należyta staranność”, zawsze myślę, co tak naprawdę pod tymi hasłami może się kryć.
Tak jest też w przypadku tego ostatniego sformułowania, użytego w znowelizowanym ostatnio art. 61 Prawa budowlanego, gdzie właściciel lub zarządca obiektu budowlanego ma, właśnie z dochowaniem owej należytej staranności, zapewnić bezpieczne użytkowanie obiektu budowlanego w razie, i tu zacytujmy dosłownie całą listę możliwych plag, wystąpienia czynników zewnętrznych odziaływających na obiekt, związanych z działaniem człowieka lub sił natury, takich jak: wyładowania atmosferyczne, wstrząsy sejsmiczne, silne wiatry, intensywne opady atmosferyczne, osuwiska ziemi, zjawiska lodowe na rzekach i morzu oraz jeziorach i zbiornikach wodnych, pożary lub powodzie, w wyniku których następuje uszkodzenie obiektu budowlanego lub bezpośrednie zagrożenie takim uszkodzeniem, mogące spowodować zagrożenie życia lub zdrowia ludzi, bezpieczeństwa mienia lub środowiska. {mospagebreak}
Zastanówmy się, czy zobowiązania te nie są zapisane, jak się to mówi, na wyrost? Czy w ogóle można mówić o zapewnieniu bezpiecznego użytkowania obiektu budowlanego w przypadku np. trzęsienia ziemi o dużej mocy, pożaru czy powodzi (nawet tej zwykłej, niekoniecznie wywołanej przez tsunami, które, na szczęście, u nas są praktycznie wykluczone)? Nie jest to przecież możliwe, tego typu zdarzenia, przekraczające odporność obiektu budowlanego, muszą wprost prowadzić do powstania jego uszkodzeń, prawdopodobnie stwarzających zagrożenie zarówno dla ludzi, ich mienia, jak i środowiska. A przecież taka nieunikniona sytuacja przy zapisie użytym w tekście nowelizacji będzie automatycznie oznaczała niewywiązanie się osoby odpowiedzialnej, czyli właściciela i zarządcy, ze zobowiązania ustawowego. Z bardzo konkretną sankcją karną wpisaną w nowy, dodany w nowelizacji art. 91a 0 brzmieniu: Kto nie spełnia, określonego w art. 61, obowiązku utrzymania obiektu budowlanego w należytym stanie technicznym, użytkuje obiekt w sposób niezgodny z przepisami lub nie zapewnia bezpieczeństwa użytkowania obiektu budowlanego, podlega grzywnie nie mniejszej niż 100 stawek dziennych, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
Czy taka właśnie była intencja, aby każdą osobę odpowiedzialną za obiekt budowlany można było w majestacie prawa móc skazać na wysoką karę grzywny lub nawet zamknąć na rok do więzienia? Czy zamknięcie właściciela budynku mieszkalnego do więzienia poprawi w okresie jego nieobecności poziom bezpieczeństwa tego budynku? Czy powinno to dotyczyć także przymierającej głodem 90-letniej babci emerytki ze „starego portfela”, zamieszkującej samotnie mały biedadomek, której zwyczajnie na odśnieżenie dachu nie stać? A czy nawet tylko wymierzenie 1 zapłacenie kary pieniężnej nie będzie równoznaczne z tym, że środki finansowe, które miały właśnie zostać przeznaczone na usuwanie powstałych uszkodzeń, będą musiały zostać wydane na opłacenie nałożonej grzywny.
Kolejna wątpliwość wiąże się z założoną przez ustawodawców a priori biegłą orientacją osób odpowiadających za obiekty budowlane w kwestiach techniki budownictwa.
Znaczne wątpliwości budzi obowiązek każdorazowego powiadamiania organu nadzoru budowlanego przez osobę dokonującą kontroli o samym fakcie jej przeprowadzenia. Prowadziłem wielokrotnie różnego rodzaju szkolenia, w tym także często z zagadnień związanych z Prawem budowlanym, dla osób zawodowo zajmujących się zarządzaniem nieruchomościami. Poziom wiedzy budowlanej tych osób, zarówno w sferze prawa, jak i zagadnień technicznych, jest bardzo zróżnicowany, co zresztą nie powinno dziwić, są to bowiem ludzie reprezentujący rozmaite profesje, często odległe od budownictwa. Tym samym wymaganie, aby każda z nich potrafi ła precyzyjnie ocenić, czy oddziaływanie czynnika zewnętrznego typu silny wiatr lub intensywny opad atmosferyczny stwarza bezpośrednie (co to znaczy bezpośrednie – nieuchronne?, wielce prawdopodobne?) zagrożenie dla ludzi, mienia czy środowiska, jest bardzo mało realne. Jeszcze mniej realne będzie w przypadku właściciela budynku, którym może być lekarz, piekarz, ksiądz czy aptekarz, a zauważmy, że tę kategorię osób, jako zagrożonych sankcją art. 91a, wymienia art. 61.
Może zatem skuteczne okaże się zwiększenie, w przypadku niektórych obiektów, częstotliwości obowiązkowych kontroli ich stanu technicznego?
Od 1995 r. sformułowania art. 62 Prawa budowlanego, dotyczące obowiązkowych kontroli utrzymania obiektów budowlanych, nie ulegały właściwie modyfi kacjom. Dopisany przed kilku laty dla osoby dokonującej przeglądu obowiązek odniesienia się w swoim protokole do wykonania obowiązków zapisanych w protokole z poprzedniej kontroli w zasadzie nawet ułatwia przeprowadzanie takiej kontroli. Jego konsekwencją jest przecież konieczność udostępnienia osobie dokonującej obecnej kontroli protokołu kontroli poprzedniej. Tym samym napotykając w tym poprzednim protokole stwierdzenie o licznych dziurach w papowym pokryciu połaci dachowych i uzyskując od zarządcy budynku informację, że żadne prace naprawcze na dachu nie były przeprowadzone, można na dach właściwie już się nie fatygować. Wystarczy napisać „bardzo liczne dziury w pokryciu połaci” i ponownie zalecić przeprowadzenie remontu dachu. {mospagebreak}
Teraz dla większych obiektów kontrole mają być częstsze. W przypadku budynków o powierzchni zabudowy przekraczającej 2000 m2 oraz innych obiektów budowlanych o powierzchni dachu przekraczającej 1000 m2 obowiązujące stają się dwie kontrole rocznie, przeprowadzane w terminach do 31 maja oraz do 30 listopada. O ile jasne jest, że te inne obiekty budowlane to budowle, lecz wyłącznie takie, które mają dach (np. stadion), o tyle można mieć wątpliwość, o jaką powierzchnię dachu w użytym zapisie chodzi, czy tę w rzucie pionowym (decydującą w przypadku obciążenia śniegiem) czy w rozwinięciu, jako całą powierzchnię połaci (istotną np. w przypadku obciążenia wiatrem).
Kontrole wykonywane są oczywiście na koszt zobowiązanego do ich zapewnienia, czyli właściciela lub zarządcy nieruchomości. Tym samym naturalnym dążeniem (a niekiedy wprost niemal obowiązkiem – ustawa Prawo zamówień publicznych czuwa) będzie znalezienie jak najtańszej (najkorzystniejszej) oferty i zminimalizowanie kosztów kontroli. Czy w związku z tym będzie to kontrola dokładna i miarodajna, czy też stanie się ona jeszcze jednym dolegliwym obowiązkiem formalnym, koniecznym do odnotowania w książce obiektu budowlanego.
Zdażyło mi się, jako czynnemu inżynierowi budowlanemu, wykonywać takie kontrole na zlecenie różnych właścicieli czy zarządców. Lecz zdecydowanie częściej zdarzało mi się jedynie składać oferty na ich przeprowadzenie. Całkiem sensownie zestawiona oferta cenowa na wykonanie kompleksowego (w zakresie wszystkich specjalności, a więc wymagającego zatrudnienia różnych specjalistów, w tym także „dozorowców” ze świadectwami kwalifi kacyjnymi Prawa energetycznego) 5-letniego przeglądu sporego budynku wraz z otoczeniem i kompletnymi pomiarami instalacji elektrycznej, opiewająca na kilkanaście tysięcy, budzi uśmiech politowania. Czyś pan zwariował, my tu mamy ofertę za 1500 zł, i to już razem z VAT, pyta przewodniczący zarządu wspólnoty.
Ale nawet, gdyby kontrola została przeprowadzona z cytowaną już „należytą starannością”, zawsze, w odniesieniu do konstrukcji obiektu, czyli najważniejszego, a przynajmniej wymienionego na pierwszym miejscu art. 5 ustawy wymagania podstawowego, będzie ona kontrolą głównie wizualną. Jeśli widoczne są pewne niepokojące objawy, zawsze można zalecić sporządzenie odpowiednich, popartych badaniami, ekspertyz technicznych, ale nie na takie wnioski z kontroli czeka przecież zlecający ją właściciel czy zarządca obiektu.
A co z kontrolą wpisaną w pkt 4 znowelizowanego ustępu 1 art. 62 ustawy, dotyczącą bezpiecznego użytkowania obiektu, przewidzianą jako każdorazowy obowiązek, po wystąpieniu wymienionych już mogących stwarzać zagrożenie czynników zewnętrznych? Kto będzie decydował, czy czynniki te spowodowały uszkodzenie obiektu lub czy przynajmniej spowodowały zagrożenie powstania takiego uszkodzenia w trakcie jego dalszego użytkowania i czy uszkodzenie to ma charakter grożący życiu, zdrowiu ludzi, ich mieniu lub środowisku? A w ślad za tym decydował, czy kontrola taka ma się odbyć, czy też nie ma podstaw do jej przeprowadzenia? I kto będzie weryfikował prawidłowość takiej oceny, czy dopiero prokurator i nadzór budowlany, jeśli dojdzie do nieszczęścia, czy także np. firma ubezpieczeniowa, odmawiająca wypłaty odszkodowania z argumentacją, że do zniszczenia obiektu doszło wskutek rażącego naruszenia prawa przez osobę ubezpieczonego.
Znaczne wątpliwości budzi też wprowadzony obowiązek każdorazowego powiadamiania organu nadzoru budowlanego przez osobę dokonującą kontroli o samym fakcie jej przeprowadzenia. O tym, że powiadamianie takie jest uzasadnione, w sytuacji kiedy obiekt powoduje ewidentne zagrożenie, zdecydowano już dawno, wszak art. 70 ust. 2 nakazuje już od kilku lat osobie dostrzegającej, w trakcie wykonywanej przez siebie okresowej kontroli, tego typu niebezpieczeństwa bezzwłocznie poinformować o tym nadzór budowlany, poprzez przesłanie kopii protokołu kontrolnego.Jakie jest jednak uzasadnienie informowania nadzoru także o odbyciu kontroli, z których wynika dobry stan obiektu, po co w organie zakładać i prowadzić ewidencję takich zawiadomień (patrz nowa treść art. 84 ustawy), dlaczego w tym artykule nikt nie zauważył pomyłki (powinno być tam w ust. 2 odwołanie do art. 62 ust. 1 pkt 3, a nie pkt 4, ale może jeszcze w Senacie ktoś to wyłapie), dlaczego obowiązek ten scedowano na osobę dokonującą kontroli, a nie właściciela lub zarządcę obiektu, który odpowiada za zapewnienie jej odbycia się, dlaczego zapomniano wpisać w art. 93 sankcję za brak takiego zawiadomienia, to wszystko pytania, na które odpowiedź znają być może tylko autorzy nowelizacji.
Znaków zapytania jest sporo. Zastanówmy się jeszcze nad zagadnieniem ogólniejszym niż tylko ostatnia nowelizacja, a mianowicie nad wzajemną korelacją wynikających z Prawa budowlanego zobowiązań dla właścicieli i zarządców i innych przepisów oraz rzeczywistości, w jakiej zwykle osobom tym przychodzi działać.{mospagebreak}
Najłatwiej będzie przedstawić problem na przykładzie. Wyobraźmy sobie kierownika jakiejś komunalnej administracji, odpowiadającego w swoim rejonie za kilkadziesiąt (a nieraz i ponad 100) wielorodzinnych budynków mieszkalnych, z których znaczna część, jak to zwykle bywa, znajduje się w stanie zbliżonym do tzw. śmierci technicznej. Otrzymuje on więc corocznie sporo protokołów pokontrolnych (które oczywiście kosztują), sporządzonych zgodnie z wymogami art. 62 Prawa budowlanego, wskazujących na bardzo istotne zagrożenia. Zgodnie ze zobowiązaniem zawartym w art. 70 ust. 1 ma on w czasie lub bezpośrednio po przeprowadzonej kontroli (…) usunąć stwierdzone uszkodzenia oraz uzupełnić braki, które mogłyby spowodować zagrożenie życia lub zdrowia ludzi, bezpieczeństwa mienia bądź środowiska, a w szczególności ww. katastrofę budowlaną, pożar, wybuch, porażenie prądem elektrycznym albo zatrucie gazem.
Skąd jednak wziąć na to środki fi nansowe zwykle, biorąc skalę dotychczasowych zaniedbań, bardzo wysokie, tego już ustawa nie określa. Prośba do władz miasta o dofi nansowanie na usuwanie zagrożeń szans powodzenia dużych nie ma, zresztą zanim rozpatrzą wniosek, upłynie sporo czasu. Na koncie funduszu remontowego budynku pieniędzy będzie zwykle za mało nawet na dokumentację projektową robót związanych z usuwaniem zagrożenia. Zaciągnięcie kredytu bankowego, również bardzo mało realne, spotka się pewnie ze sprzeciwem wspólnoty.
Koło się zamyka. A teraz może zamknąć się szybciej i to nie tylko koło, zamknięciu może ulec także nasz przykładowy kierownik.
Zgodnie bowiem ze znowelizowanym właśnie art. 70 Prawa budowlanego właściwy organ po otrzymaniu kopii protokołu kontroli okresowej, którą, jak już pisaliśmy, musi wysłać do niego osoba dokonująca kontroli, zobowiązany obecnie jest do bezzwłocznego przeprowadzenia kontroli sprawdzającej usunięcie wymienionych zagrożeń.
I już tylko krok do:
dla budynku, poprzez treść znowelizowanego art. 66 ustawy
W przypadku stwierdzenia, że obiekt budowlany:
1) może zagrażać życiu lub zdrowiu ludzi, bezpieczeństwu mienia bądź środowiska albo
2) jest użytkowany w sposób za grażający życiu lub zdrowiu ludzi, bezpieczeństwu mienia lub środowisku, albo
3) jest w nieodpowiednim stanie technicznym, albo
4) powoduje swym wyglądem oszpecenie otoczenia właściwy organ nakazuje, w drodze decyzji, usunięcie stwierdzonych nieprawidłowości, określając termin wykonania tego obowiązku. 2. W decyzji, o której mowa w ust. 1 pkt 1-3, właściwy organ może zakazać użytkowania obiektu budowlanego lub jego części do czasu usunięcia stwierdzonych nieprawidłowości. Decyzja o zakazie użytkowania obiektu, jeżeli występują okoliczności, o których mowa w ust. 1 pkt 1 i 2, podlega natychmiastowemu wykonaniu i może być ogłoszona ustnie.
może skończyć natychmiastowym zakazem użytkowania, natomiast
dla naszego kierownika, poprzez nowy wprowadzony, wspominany już art. 91a
Kto nie spełnia, określonego w art. 61, obowiązku utrzymania obiektu budowlanego w należytym stanie technicznym, użytkuje obiekt w sposób niezgodny z przepisami lub nie zapewnia bezpieczeństwa użytkowania obiektu budowlanego, podlega grzywnie nie mniejszej niż 100 stawek dziennych, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. nawet rocznym odosobnieniem.
{mospagebreak}
Zauważmy zresztą, że nawet jeśli jakimś cudem znalazłyby się pieniądze, też zapewne nie da się ich wydać od razu na usunięcie zagrożenia. A gdzie procedury zamówień publicznych, żmudne przygotowywanie całej dokumentacji projektowej, specyfi kacji technicznych wykonania i odbioru robót budowlanych, kosztorysu inwestorskiego, organizacja przetargu, wymagane samym Prawem budowlanym zgłoszenie zamiaru wykonania robót lub jeśli budynek miał szczęście, nieszczęście, znaleźć się w rejestrze zabytków, pozwolenie w postaci decyzji konserwatorskiej i następnie pozwolenie na budowę. Co prawda obie te ustawy przewidują sytuacje awaryjne w postaci zamówienia z wolnej ręki i, w Prawie budowlanym, poprzez przepis pozwalający (w art. 31 ustawy) rozpocząć roboty zabezpieczające i rozbiórkowe przed uzyskaniem pozwolenia na rozbiórkę lub przed ich zgłoszeniem, jeżeli mają one na celu usunięcie bezpośredniego zagrożenia bezpieczeństwa ludzi lub mienia. Pójście jednak w stronę tych wiodących na skróty dróg jest w kraju owładniętym ostatnio szałem kontroli zawsze obarczone ryzykiem dla osoby podejmującej taką decyzję.
Zaistnienie opisanej sytuacji, zarówno dla budynku, jak i jego gestora, też nie jest więc wykluczone. Przecież może to być podciągnięte przez nadzór budowlany pod pojęcie „nadmierna zwłoka” – pojęcie, które też „udało się” użyć w tekście ostatniej nowelizacji.
Czy zatem wprowadzone ostatnią nowelizacją zmiany Prawa budowlanego należy ocenić negatywnie?
Odpowiedź nie jest jednoznaczna, podobnie jak na pytanie, czy można było nowe zapisy sformułować lepiej. Pewnie można, ale jak?
W marcu br. miałem okazję poprowadzić, jako tzw. moderator, dyskusję na temat planowanych zmian w budowlanym prawodawstwie. Odbyła się ona jako właściwie nadprogramowe, dodatkowe spotkanie na tradycyjnej już corocznej konferencji Warsztat Pracy Projektanta Konstrukcji, tym razem zorganizowanej w Szczyrku. O tym, że środowisku projektantów nie są to kwestie obojętne, może świadczyć fakt, iż mimo później pory (początek wyznaczono na godz. 20, po całym dniu innych wykładów i zajęć związanych z profi lem konferencji) wzięło w niej udział około 250 osób, a więc blisko połowa uczestników konferencji.
Obraz, jaki wyłonił się po blisko 3-godzinnej dyskusji, w której głos zabrało kilkadziesiąt osób, nie napawa optymizmem. Dominowała powszechna krytyka stanu zastanego, nieraz bardzo ostra, wskazywanie na konieczność zmian, ale konkretów niestety żadnych. Sporo natomiast zupełnie przeciwstawnych postulatów, na zasadzie – „oczywiście ustawa powinna być jak najbardziej ogólna, niegrzęznąca w szczegółach, zostawiająca znaczny margines na tzw. zdrowy rozsadek, ale jednak koniecznie powinno być w niej zapisane, w jednym z pierwszych artykułów, żeby dopuszczalne było otwieranie się okien w budynku zabytkowym nie tylko do środka, ale także na zewnątrz”. Także apel o jakieś mające postać pisemną, wnioski z propozycjami konkretnych uregulowań, kilkakrotnie ponawiany przez organizatorów i prowadzącego, pozostał absolutnie bez echa. Wszystko to potwierdza tezę, że krytykować jest jednak zawsze łatwiej, niż wnieść coś nowego i jednocześnie sensownego.
dr inż. JERZY DYLEWSKI
rzeczoznawca budowlany
ZAMÓW PRENUMERATĘ
Artykuł zamieszczony
w „Inżynierze budownictwa”,
maj 2007.