W „Inżynierze budownictwa” nr 12 z 2005 r. ukazał się list Czytelnika, który na przykładzie obserwacji prac budowlanych – ocieplania budynków, zwraca uwagę na nieprawidłowości, jakie jego zdaniem pojawiają się w procesie projektowania i remontowania budynków.
W „Inżynierze budownictwa” nr 12 z 2005 r. ukazał się list Czytelnika, który na przykładzie obserwacji prac budowlanych – ocieplania budynków, zwraca uwagę na nieprawidłowości, jakie jego zdaniem pojawiają się w procesie projektowania i remontowania budynków. Poniżej głos w tej samej sprawie.
W pełni popieram propozycję pana inż. Józefa Bocheńskiego, aby w kontekście roli samorządu zawodowego znalazło się na stronach naszego miesięcznika więcej tego rodzaju sugestii dotyczących wadliwego projektowania, niezgodnego ze sztuką budowlaną wykonawstwa, miernego nadzoru zarówno inwestorskiego, jak i państwowego nadzoru budowlanego. Nie zgadzam się natomiast ze stwierdzeniem, iż „ocieplanie budynków w Polsce stało się metodą legalnego wyciągania pieniędzy od naiwnych”. Boom na ocieplanie nie jest żadnym „rajem dla cwanych – niczym żyła złota w Eldorado”, lecz zamierzeniem inwestorskim opartym na przepisach polskiego prawa, ograniczającym zużycie energii. Dlaczego należy oszczędzać energię, jakie to ma znaczenie dla gospodarki i komu ma służyć izolacja cieplna budynków -uważam, że na takie pytania udzielanie odpowiedzi w piśmie branżowym jest co najmniej nie na miejscu.
Poprawa efektywności energetycznej budynków wynika również z treści Dyrektywy Europejskiej 2002/91/WE z 16 grudnia 2002 r.
Wylewanie „łez” przez dyrektora w imieniu „swoich” specjalistów znanej od lat organizacji, zrzeszającej w większości osoby pełniące samodzielne funkcje techniczne w budownictwie, na łamach „IB” jest w pewnym sensie dowodem bądź przyznaniem się do popełniania błędów organizacyjnych w latach, gdy jeszcze nie funkcjonował samorząd zawodowy. PZITB nadal prowadzi działalność statutową, a w towarzystwie z PIIB ma się całkiem dobrze (dotyczy to również oddziałów terenowych). Przez wiele lat byłem członkiem PZITB. Przynależność moja polegała głównie na opłacaniu składek członkowskich.
Przechodząc do treści przedmiotowego artykułu – przywołanie w nim Instrukcji ITB Nr 334/2002 wynikało zapewne z powiedzenia „bliższa koszula ciału”, ponieważ obecnie na polskim rynku termomodernizacji funkcjonuje wiele instrukcji dla kilkudziesięciu systemów ocieplania ścian zewnętrznych budynków w oparciu na podstawowym materiale, j akim są wełna mineralna i styropian.
Pan inżynier zapewne poprzez zróżnicowaną problematykę artykułu zapomniał wspomnieć o dachach i stropodachach na budynkach, które również wymagają ocieplenia, ale zupełnie inną techniką i technologią, dla której to ITB nie potrafiło opracować instrukcji technicznej.
Wspomniana Instrukcja ITB dotycząca ocieplenia ścian była ciągle aktualizowana i dostosowywana do coraz to nowych przepisów prawa budowlanego i stosownych rozporządzeń od początku lat 80., gdy rozpoczęła się „akcja” usuwania tzw. wad technologicznych w budynkach z wielkiej płyty. Zawierała wówczas wiele wad i błędów, np. brak pojęcia punktu rosy czy wilgotności względnej. Wadliwie wykonane docieplenia ścian wg tej instrukcji pokazują m.in. załączone obok fotografie 3 i 4, świadczące jednocześnie o braku znajomości podstaw fizyki budowli i sztuki budowlanej przez kierownika robót.
Fotografie 1 i 2 pokazują, jak nie należy prowadzić robót budowlanych termo-modernizacyjnych stropodachów wentylowanych (nasuwa się pytanie: gdzie był inspektor nadzoru inwestorskiego?).
Zastosowanie do przygotowania robót młota i piły kątowej nie znajdzie miejsca w żadnej prawidłowo sporządzonej instrukcji technicznej. Przy okazji mam dobrą wiadomość dla pana inż. Bocheńskiego i oczywiście członków Izby, iż wprawdzie nie instrukcje, ale szczegółowe specyfikacje techniczne w tym zakresie można nabyć w IPB lub w OWEOB „PROMOCJA” (zawierają szczegółowy opis czynności w kolejności technologicznej, któ rych opracowanie, jak wiadomo, reguluje rozporządzenie Ministra Infrastruktury z dnia 2 września 2004 r.).
Jeśli chodzi o drugą kwestię poruszoną w artykule, a mianowicie o jakość usług i służebności wobec obywateli świadczonych przez osoby wymienione na wstępie, to pragnę w pełni zgodzić się z jego autorem.
{mospagebreak}
Użyte słowa: „bubel projektowy”, „niedostatek wiedzy”, „prymitywne i tandetne wykonawstwo” czy „niesolidny nadzór inwestorski i urzędowy” – to zapewne nie wszystkie możliwe „nieszczęścia”. Aby udzielić trafnej diagnozy na tego rodzaju „schorzenia”, należy szczegółowo przeanalizować przyczyny. Wiele z nich zostało już wykazanych i omówionych w kolejnych wydaniach „IB”. Wystarczy raz jeszcze dokładnie przeczytać stronę po stronie.
W 2006 r. będę obchodził 40-lecie pracy zawodowej i uważam, że upoważnia mnie to do stwierdzenia, że podstawowymi przyczynami doprowadzenia do takiego stanu w budownictwie, o którym pisze pan inż. Bocheński, są m.in.:
częste zmiany struktur administracyjnych państwa,
ciągle zmieniający się status Ministerstwa Budownictwa,
wielokrotne nowelizacje Prawa budowlanego i stosownych rozporządzeń,
skomercjalizowanie wielu instytucji państwowych związanych z budownictwem,
brak wolnego rynku i uczciwej konkurencji przez wiele lat,
skostniałe organy administracji architektoniczno-budowlanej oraz państwowy nadzór budowlany każdego stopnia,
brak okresowych kontroli oraz szkoleń przez organy wyższego szczebla,
nieprawidłowy lobbing budowlany stowarzyszeń pozarządowych,
wadliwe ustawy okołobudowlane, jak np. ustawa o zamówieniach publicznych.
Często słyszy się, że do tej pory najlepszą ustawą – Prawo budowlane była ustawa z 31 stycznia 1961 r. Przez wiele lat nazywana była nawet Kodeksem budowlanym. Na podstawie przepisów tej ustawy m.in. otrzymałem w 1973 r. uprawnienia budowlane po złożeniu egzaminu w obecności pięciu komisji branżowych i pod nadzorem architekta wojewódzkiego.
Przygotowanie do egzaminów poprzedzone było rocznym szkoleniem z zakresu nowych na tamte czasy technik i technologii stosowanych w budownictwie. Do egzaminu przystępowało jednorazowo ok. 20 osób w województwie, natomiast uprawnienia budowlane „z pierwszego podejścia” otrzymywało ok. 3 – 5 osób.
Przyjęta przez Sejm PRL-u w 1974 r. nowa ustawa – Prawo budowlane przez swój bardzo liberalny charakter w diametralny sposób zmieniła weryfikacje osób ubiegających się o tzw. uprawnienia budowlane. – „Decyzja o stwierdzeniu przygotowania zawodowego do pełnienia samodzielnych funkcji technicznych w budownictwie” wynikała już nie z przepisów ustawy, lecz z przepisów rozporządzenia Ministra Gospodarki Terenowej i Ochrony Środowiska z dnia 20 lutego 1975 r. (Dz.U. Nr 8, poz. 46).
Należy pamiętać, że był to okres, gdy rozpoczął się boom budowlany w Polsce. Szkoły budowlane były wówczas przepełnione. Jedno pokolenie dorosłych Polaków do 1995 r. otrzymało zakres czynności i odpowiedzialności do pełnienia samodzielnych funkcji technicznych w budownictwie na podstawie jedynie przedłożonych zaświadczeń o odbyciu praktyki zawodowej. Dobrodziejstwo ustawy obejmowało w szerokim zakresie również urzędników państwowych w strukturach organów władzy budowlanej, pozwalając uzyskać przedmiotowe „uprawnienia” na podstawie pracy w urzędach, licząc dwa lata praktyki w biurze za jeden rok na budowie lub w biurze projektowym. W skali kraju była to ogromna grupa zawodowa, która po części odeszła z urzędów i prowadzi działalność gospodarczą na własny rachunek bądź dalej „urzęduje” i dorabia na projektach bądź nadzorach w sektorze osób fizycznych, pomimo prawnego zakazu uprawiania tego rodzaju praktyk. Urzędnicy ci stanowią również znaczny procent członków komisji przetargowych w urzędach samorządów w zakresie wyboru wykonawców robót budowlanych. Myślę, że to jest jedna z głównych przyczyn „wszystkich nieszczęść”, z którymi spotkał się pan inż. Józef Bocheński.
Dlatego też w pełni popieram stanowisko sekretarza Krajowej Rady Polskiej Izby Inżynierów Budownictwa pana dr. inż. Janusza Rymszy opublikowane w „IB”/11/2005 pt. „O roli samorządów zawodowych w społeczeństwie obywatelskim”, mając nadzieję, iż nadzór nad należytym wykonywaniem zaszczytnego zawodu jest wreszcie w odpowiednich rękach, jak najdalej od politycznego lobby. Mówiąc językiem sportowym, należy podejmować zawsze takie działania, aby nie strzelać goli do własnej bramki.
inż. TADEUSZ MIŁOSZ