Z mgr inż. Martyną Podsędkowską-Olczyk rozmawia Renata Włostowska.
Pogodna, drobna, ciepła kobieta i przedsiębiorcza project manager, nadzorująca największe łódzkie budowy. Kiedy o nich opowiada, widać w niej wielką pasję i zaangażowanie w to, co robi. Z jednej strony stanowcza i konsekwentna w stosunku do pracowników, a z drugiej – niejednokrotnie łagodzi obyczaje na budowie domowymi wypiekami.
Fot. Ales Jungmann
Jak doszło do tego, że wybrała Pani ten zawód?
Tradycje inżynierskie istniały w mojej rodzinie od kilku pokoleń. Zapoczątkował je dziadek Jerzy Podsędkowski, który był inżynierem mechanikiem. Dziadek był niezwykle barwną postacią, do dzisiaj krążą o nim w pracy i w rodzinie liczne anegdoty. Studiował w Moskwie, Warszawie i Tuluzie, przed wojną i w jej trakcie był projektantem uzbrojenia, natomiast po wojnie wykładał rysunek techniczny oraz geometrię wykreślną na Wydziałach Mechanicznym i Budownictwa Politechniki Łódzkiej. Drugi z moich dziadków był także inżynierem – chemikiem, zginął w Katyniu.
Mój ojciec, brat i mąż również związani są naukowo z Wydziałem Mechanicznym Politechniki Łódzkiej. Ja także myślałam o studiowaniu na tym wydziale, jednak ostatecznie wybrałam Inżynierię Środowiska na Wydziale Budownictwa, Architektury i Inżynierii Środowiska. W czasie studiów rektor zaproponował mi stypendium we Francji. Po przejściu kwalifikacji spędziłam dwa lata w Paryżu, studiując na Universite Paris 7 ochronę środowiska i zarządzanie środowiskiem, podczas gdy mój mąż kończył tutaj studia podyplomowe w paryskiej Ecole des Arts et Metiers. W konsekwencji mam dwa dyplomy ukończenia studiów – francuski i – po uzupełnieniu studiów na Politechnice Łódzkiej – polski.
Hotel Andel's Łódź – szklana bryła basenu nadwieszona nad zabytkową, ceglaną fasadą
Fot. Ula Tarasiewicz, © OP-Architekten
Co dały Pani studia za granicą?
Studiowanie za granicą wiązało się z koniecznością wyrównywania różnic programowych i dostosowania się do innego stylu studiowania, nastawionego na indywidualną pracę. Nauczyło mnie to samodzielności i zaradności oraz umiejętności dostosowania się do zmiennej sytuacji.
Przekonałam się także, że niesłusznie inżynierowie polscy mają czasem kompleksy w zakresie oceny swoich możliwości, gdyż polskie uczelnie dają im gruntowną wiedzę. Problemem jest raczej zaadaptowanie się do nieco odmiennych standardów i elastyczność niezbędna do współpracy z zagranicznym partnerem.
Ale dopiero połączenie studiów we Francji z ukończeniem Politechniki Łódzkiej otworzyło przede mną bardzo ciekawe możliwości zawodowe. Był to okres intensywnego wchodzenia na rynek Polski inwestorów zagranicznych, w tym francuskich, dla których ktoś, kto nie tylko władał biegle dwoma językami, ale potrafił aktywnie działać na styku dwóch odmiennych kultur zawodowych i na bieżąco uzupełniać potrzebne wiadomości, był bardzo cenny.
Na budowie hotelu DoubleTree by Hilton
Fot. Jolanta Mosdorf
Jak kobieta odnajduje się na budowie?
Kobiety nie powinny mieć kompleksów pracując w zawodach uznawanych za męskie. Są zazwyczaj dobrze zorganizowane, a prowadzenie domu i wychowywanie dzieci uczy je odpowiedzialności i określania priorytetów. Nasza natura jest nieco inna, ale można przekuć to w atut.
Kobieta bardziej dba o bezpieczeństwo. Warto zauważyć, że przy budowie hotelu Andel's, za którego realizację byłam odpowiedzialna, nie doszło do żadnych wypadków. Na pewno uwrażliwiły mnie na to tragiczne w skutkach wydarzenia w Manufakturze, których wcześniej byłam świadkiem. Starałam się robić wszystko, żeby zapobiec takim tragediom.
Moje realizacje traktuję trochę tak jak własne dzieci – każde wymaga nieco innego podejścia, troski, uwagi, czasu i… kontroli. W takiej pracy z jednej strony ważna jest stanowczość oraz konsekwencja, rygor w trzymaniu się zasad, umów, terminów i budżetu. Z drugiej strony trzeba czasem umieć rozładować napięcia, których nie da się uniknąć. Praca project managera związana jest w dużej mierze z ciągłym wymaganiem od projektantów i wykonawców znacznego wysiłku. Przeglądając projekty, szukam w nich niespójności lub stref, które można jeszcze zoptymalizować, co wiąże się z koniecznością wielu godzin spędzonych na przeprojektowywaniu, a od wykonawcy oczekuję nie tylko spełniania wysokich standardów wykonania, bezpieczeństwa i perfekcyjnej organizacji budowy, ale także aktywnego, partnerskiego podejścia, dostosowywania się do bieżącej sytuacji, często wprowadzania zmian w ostatniej chwili. Nielekko jest wyegzekwować swoją wolę od inżynierów, nie zabijając przy okazji satysfakcji z pracy. Niekiedy trzeba użyć „języka budowlanego”, a czasem sytuacje konfliktowe pomaga rozładować własnoręcznie upieczona szarlotka czy sernik.
Podchodzę z dużym szacunkiem do wiedzy i doświadczeń innych. Proszę również zauważyć, że ja nie projektuję ani nie wykonuję – pomagam tylko inwestorom zrealizować ich zamierzenia i projekty. A wraz z nimi często ich marzenia.
Ale project manager nie może pracować na 20 czy 50%. Nasza praca wymaga więcej niż stuprocentowego zaangażowania. Nie ukrywam, że nie mogłabym robić tego, co robię i z taką intensywnością, gdyby nie pomoc oraz wsparcie moich bliskich, w szczególności męża, który pomimo intensywnej pracy naukowej i dydaktycznej znacznie mnie odciąża z licznych obowiązków. Chociaż przyznam, że były chwile trudne, kiedy bałam się osłabienia więzi z synem Kacprem. Na szczęście mamy również wspólne zainteresowania, na przykład książki, narty i żagle.
Rozpoczęcie budowy hotelu DoubleTree by Hilton; z zarządem firmy Toya, zespołem nadzoru, ekipą wykonawczą i projektową
Fot. Katarzyna Dąbrowska
Które z dotychczasowych realizacji uważa Pani za najbardziej fascynujące doświadczenie?
Każdy z projektów, w których uczestniczyłam, w danej chwili pochłaniał mnie całkowicie, ale niewątpliwie najciekawsze dotychczasowe inwestycje to: Manufaktura, Hotel Andel’s, a obecnie – Hotel DoubleTree by Hilton.
Centrum Wielofunkcyjne Manufaktura, które powstawało przez ok. 4,5 roku, było niewątpliwie realizacją o największej skali. Przy projektowaniu tej inwestycji rozwiązano, czasem w bardzo nowatorski sposób, wiele problemów technicznych. Tu ugruntował się mój sentyment do zabytków oraz praktyczna wiedza dotycząca postępowania z nimi. Manufaktura to również realizacja, w której brał udział bardzo duży i zgrany zespół nadzoru. Pracowaliśmy ciężko, ale bawiliśmy się też świetnie. Ten zespół szybko rozproszył się po całej Polsce, ale do tej pory kontaktujemy się i zawsze możemy liczyć na siebie. Cieszymy się wszyscy sukcesem, jakim okazała się rewitalizacja Manufaktury, w której racjonalność i pozytywny wpływ na Łódź nie wszyscy wierzyli.
Szczególnym sentymentem darzę Hotel Andel’s – pierwszy czterogwiazdkowy hotel w Łodzi, który powstał w budynku XIX-wiecznej przędzalni Izraela K. Poznańskiego. Przepiękny obiekt powstał w wyniku współpracy specjalistów z wielu dziedzin i krajów, dzięki temu jest przemyślany w najdrobniejszych szczegółach. Zyskał uznanie i międzynarodową sławę, został też uhonorowany licznymi nagrodami. Sentyment mój związany jest również z faktem, że ten austriacki inwestor jako pierwszy obdarzył mnie olbrzymim zaufaniem, składając na moje barki odpowiedzialność za całokształt działań, jakie były prowadzone w Łodzi.
Obecnie pracuję przy realizacji inwestycji hotelowo-biurowej w dawnej Wytwórni Filmów Fabularnych w Łodzi. W jej skład wchodzi Hotel DoubleTree by Hilton, biurowiec klasy A, oraz adaptacja kina, gdzie kiedyś odbywały się kolaudacje filmów. Zasadnicza część budynku łączy się z byłymi halami zdjęciowymi łódzkiej fabryki filmów, co daje szansę na stworzenie bardzo ciekawego kompleksu do wielorakich zastosowań.
Jakie miała Pani zadania przy budowie słynnej łódzkiej Manufaktury i jakie ciekawe tematy były realizowane pod Pani kierunkiem?
Na budowie Manufaktury sprawowałam pieczę nad całością zagadnień infrastruktury podziemnej, parkingami, przebudową przyległego układu drogowego oraz rynkiem wraz z fontannami. Jedno z większych ograniczeń, jakie napotkali projektanci przy planowaniu zagospodarowania tego wielkiego, 27–hektarowego obszaru, wynika z faktu, że pod powierzchnią Manufaktury przez cały ten teren przebiega rzeka Łódka (której kanał ma pomiędzy 4 a 4,5 m szerokości w świetle), towarzysząca jej sieć kanałów wielkogabarytowych oraz cztery potężne kolektory. Niektóre fragmenty nie były przerabiane od czasów Poznańskiego, inne zostały przebudowane. Projektanci tak wpasowali budynki, aby nie ingerować w stary kanał rzeki, natomiast pod budynkami znalazły się pewne odcinki istniejących kolektorów.
W początkowej fazie realizacji zauważyłam rozbieżności pomiędzy materiałami archiwalnymi a położeniem kanałów na mapie do celów projektowych. Okazało się, że na mapie odnotowano ich wymiar w świetle, a nie gabaryt zewnętrzny oraz że ich lokalizacja nie była dokładnie naniesiona. W związku z tym zaprojektowane fragmenty budynków opierały się np. na istniejącym ceglanym kanale. Dokonaliśmy szczegółowej inwentaryzacji geodezyjnej kanałów oraz dwadzieścia odkrywek, aby ocenić grubość ścian i stan techniczny. Udało się nie wykonywać korekty wielkości budynków – zastosowano ruszt żelbetowy, na którym mimośrodowo opierają się te słupy, których fundamenty znalazłyby się w kolizji z rzeczywistym położeniem kanałów bądź ich ścian.
Kanał rzeki Łódki pośrodku ma kinetę, w której woda jest zadziwiająco przejrzysta, a po obu stronach chodniki, którymi można się przemieszczać. Podczas ulewnych deszczy woda podnosi się, zalewając chodniki. Poza tym pod Manufakturą znajdują się aż cztery przelewy burzowe, w których podczas ulewnych opadów ścieki ogólnospławne przedostają się do kanalizacji deszczowej, a w konsekwencji, bez oczyszczania, do cieków naturalnych. Występowały tu aż dwa z rzadko spotykanych przelewów liniowych, kiedy to kinety – ze ściekami oraz z wodą czystą – biegną równolegle obok siebie.
Inwestor dokonał więc przebudowy systemu kanalizacyjnego, budując pod obszarem rynku oraz częściowo budynku Galerii Handlowej kolektor o średnicy 1400 mm. Zapobiega to w znacznej mierze mieszaniu się ścieków miejskich z rzeką Łódką, a dotychczasowy kanał stanowi obecnie retencję wód deszczowych.
Dlaczego Hotel Andel’s był tak ciekawym wyzwaniem dla inżyniera?
Obiekt ma niebagatelne znaczenie dla wizerunku Łodzi i był traktowany jako wyzwanie chyba przez wszystkich uczestniczących w jego projektowaniu i realizacji. Z jednej strony mamy obiekt wpisany do rejestru zabytków, z którego rewitalizacją związanych było dużo pytań, problemów i pomysłów, a z drugiej strony skomplikowane funkcje tego luksusowego hotelu. Założeniem projektu było powiązanie historycznego i przemysłowego charakteru tego miejsca z nowoczesnym, wyrazistym designem, tworząc spójną kompozycję.
Chcieliśmy wykorzystać jak najwięcej oryginalnych elementów, podkreślających przemysłowy i historyczny charakter budynku, takich jak: słupy, belki, większość oryginalnych stropów z XIX–wiecznym układem cegieł czy żeliwne schody uwiecznione w filmie „Inland Empire” Davida Lyncha. Sztandarowym przykładem jest wykorzystanie XIX-wiecznego zbiornika przeciwpożarowego na ostatnim piętrze, wykonanego z grubych płyt żeliwnych, skręconych śrubami, w którym obecnie znajduje się basen z przeszklonym dachem i częścią rekreacyjną wysuniętą poza obrys budynku. Ceglana fasada o bogatym wystroju została pieczołowicie odrestaurowana.
W hotelu powstało 220 luksusowych pokoi i 58 apartamentów, w tym 5 dwukondygnacyjnych, centrum konferencyjne i niezwykła sala balowa. Znalazło się również miejsce dla sztuki współczesnej – na ścianach pojawiły się grafiki, zdjęcia, wideoinstalacje i murale współczesnych artystów.
W powstawanie tego obiektu zaangażowanych było wiele osób aż sześciu narodowości oraz zastosowano wiele ciekawych i nowatorskich rozwiązań. Dzięki dobrej współpracy i olbrzymiemu wysiłkowi wszystkich, hotel mógł zostać otwarty już w dwa i pół roku od zakupu nieruchomości.
Czy ma Pani jakieś pasje i zainteresowania pozazawodowe?
Przede wszystkim książki. Jeśli czas pozwala, to muzyka – w czasie pracy nad realizacją Manufaktury nauczyłam się grać na saksofonie, trochę gram na pianinie, jest to doskonała forma relaksu. Cenię spokój naszego domu i ogrodu. Poza tym uwielbiam zimą narty w Alpach, a latem żeglowanie na Mazurach.