Inżynier budownictwa zawsze działał w sferze techniki i nauki – w zależności od potrzeb. Tworząc dzieła, często korzystał z osiągnięć nauki. Było to łatwe, gdy rozwój jej był przyswajalnie powolny. Teraz jest inaczej – nawet uczeni nie zawsze nadążają za jej rozwojem.
Uwagi wstępne
Inżynier budownictwa zawsze działał w sferze techniki i nauki – w zależności od potrzeb. Tworząc dzieła, często korzystał z osiągnięć nauki. Było to łatwe, gdy rozwój jej był przyswajalnie powolny. Teraz jest inaczej – nawet uczeni nie zawsze nadążają za jej rozwojem.
Trzeba zaznaczyć, że dzisiaj rozwój nauki jest często inspirowany potrzebami techniki. Prototypowe lub już stosowane rozwiązania potrzebują niekiedy uzasadnień naukowych, działania dotychczasowe nie wystarczają. Coraz wyraźniej staje się widoczne, że z „dobrych” elementów wcale nie powstaje całość. Nawet suma optymalnych cząstkowych rozwiązań nie musi prowadzić do rozwiązania problemu.
Widzimy wyraźnie, że nadszedł nowy czas – w nauce i technice. W ostatnich dziesiątkach lat nastąpiły daleko idące zmiany – jak nigdy przedtem. Współczesny człowiek jest coraz bardziej zabiegany i zagubiony, ma coraz mniej czasu i częściej popada w depresję. Bez przerwy słyszymy o chorobach cywilizacyjnych. Trzeba sobie zadać dramatyczne pytania: Czy ulepszanie świata idzie we właściwym kierunku? Czy ktoś panuje nad rozwojem?
Wiek XX, który zaczął się tak naprawdę po I wojnie światowej, a skończył 10 lat temu, był – jak wiemy – okresem niebywałych osiągnięć ludzkiego umysłu (radio, atom, radar, tworzywa sztuczne, telewizja, otwarcie przestrzeni kosmicznej, komputer). Trwa nadal okres szczególnego, niezwykle szybkiego rozwoju elektroniki, informatyki, biotechnologii (inżynierii genetycznej), inżynierii materiałowej i innych dziedzin. Przeciętny obywatel tego bogatego świata najczęściej nie rozumie wszystkich nawet podstawowych nowych pojęć.
Fot. 1. Najwyższy wieżowiec na świecie, 828 m wysokości – Burdż Chalifa w Dubaju
© dv76 – Fotolia.com
Budownictwo towarzyszy nam całe życie, wpływając na kształtowanie naszej świadomości, wyobraźni, poczucia ładu przestrzennego. To nie tylko przysłowiowy dach nad głową czy prymitywne niekiedy budowle.
Dzisiaj to budynki sięgające nieba (Burdż Chalifa – 828 m wysokości, (fot. 1) ogromne budowle wodne (tama Trzech Przełomów na Jangcy o długości 2300 m, wysokości 185 m i szerokości 40–155 m, fot. 2), most ponad morzem łączący Szanghaj z portem Ningbo, przęsłowo podwieszany, o długości 36 km (przewidziany do oddania w 2011 r.).
Szczególne osiągnięcia w inżynierii ekstremalnej obserwujemy w budownictwie mostowym. Z największych w tej chwili 24 mostów świata w czterech kategoriach (łukowe, belkowe, podwieszone, tzn. wantowe, wiszące) 18 wykonano po roku 1990.
Największy most łukowy powstaje w Dubaju (fot. 3). Jego główne przęsło będzie miało 205 m wysokości i 667 m długości. W każdym kierunku ruch odbywać się będzie po sześciu pasach drogowych i jednym pasie kolejowym, co pozwoli na przejazd do 20 tysięcy pojazdów i przewóz do 22 tysięcy pasażerów metrem w ciągu godziny.
Wspaniały trójprzęsłowy most wiszący Akashi Kaikyo (fot. 4) o całkowitej długości 3911 m ma aktualnie najdłuższe na świecie przęsło środkowe 1991 m, najwyższe filary o wysokości 210 m, a pylony 97 m.
W tym nowym czasie, który nadszedł, wszystko jest inne. Przykład: ponad chmurami można obecnie lecieć nie tylko samolotem, ale także jechać samochodem. Słuszność tego twierdzenia potwierdza most Millau (fot. 5) – oryginalny, ośmioprzęsłowy, wiadukt wantowy o długości 2460 m, sześciu środkowych przęsłach po 342 m z dwiema nitkami po trzy pasy drogowe w każdym kierunku. To najwyższy wiadukt świata: najwyższa podpora – 245 m, a wraz z pylonem 343 m.
Warto też wspomnieć o najdłuższym moście na świecie nad jeziorem Pontchartrain w stanie Luizjana o długości 38,4 km (konstrukcja prefabrykowana z betonu sprężonego), składającym się z dwóch równoległych konstrukcji połączonych siedmioma łącznikami, czy o wydrążonym ostatnio tunelu kolejowym przez Alpy (Zurych – Mediolan) o długości 53 km.
Fot. 2. Tama Trzech Przełomów na Jangcy o długości 2300 m i wysokości 185 m
Inżynieria ekstremalna jest wyrażona w najbardziej ambitnych projektach architektoniczno-konstrukcyjnych naszych czasów. Fascynujące formy architektoniczne, szokujące rozwiązania konstrukcyjno-technologiczne, najnowocześniejsze osiągnięcia inżynierii materiałowej – metro, lotniska, miasto w piramidzie, mosty, platformy wiertnicze, tunele, kopalnie, kurort narciarski na pustyni, górskie kolejki linowe.
Ostatnie stulecie to był – i trwa nadal – piękny okres rozwoju nauki i techniki, ale również czas narastania obaw o przyrodnicze i społeczne konsekwencje tych spektakularnych osiągnięć.
Jeśli będziemy postępowali nadal tak jak w ostatnich dekadach, to w krótkim czasie staniemy przed ścianą – przyroda nie wytrzyma skutków naszej naukowej oraz technicznej aktywności i upomni się o swoje.
Ostatnie dziesięciolecia to czas zaspokajania coraz bardziej wyrafinowanych potrzeb bogatych społeczeństw (głównie zresztą dzięki połączonym siłom nauki i techniki). Równocześnie to czas narastających obaw i rozczarowań oraz wątpliwości, czy nauka i technika będą w stanie zapewnić nie tylko garstce bogatych, ale wszystkim ludziom zarówno dobrobyt, jak i społeczną pomyślność. Ale – mówiąc ogólnie – czy jakość życia zależy tylko od dobrobytu? Ludzie wcale nie są szczęśliwsi teraz, niż byli w przeszłości. Jakie zatem działania ludzi nauki i techniki pomnażać będą zwyczajną ludzką radość i przynosić szczęście?
Żyjemy w okresie wielkiego rozpływu technologii po świecie, skoku cywilizacyjnego niektórych społeczności, ale równocześnie w czasie utrwalania, a nawet pogłębiania nierówności ekonomicznych między krajami bogatej Północy i biednego Południa.
Na świecie tych, którzy operują dużymi pieniędzmi – ustawmy umownie tę granicę na 20 000 GNP USD per capita – jest mniej niż miliard, a tych, którzy mają poniżej 1000 GNP USD per capita, jest prawie 4 miliardy! Czy o to chodzi? Czy ten kierunek postępowania jest do zaakceptowania? Jak długo? Historia zna skutki narastania dysproporcji. Oby nie było powtórki.
Koniec stulecia był i jest nadal równocześnie okresem szczególnego rozbudzenia świadomości zagrożeń, jakie przynieść może ludzkości kontynuowanie rozwoju według dotychczasowego modelu cywilizacyjnego. Powszechna staje się świadomość, że cywilizacja rozwijana według modelu obowiązującego w tzw. rozwiniętych krajach osiągnęła stan krytyczny. I jest to sprawa nie tylko kilku bogatych krajów, lecz ma wymiar globalny.
Fot. 3. Najwyższy most łukowy na świecie budowany obecnie w Dubaju o wysokości łuku 205 m
Dlatego za naturalną trzeba obecnie uznać tendencję kojarzenia działalności ściśle technicznej z wymaganiami strategii zrównoważonego rozwoju, obejmującymi zachowanie ekosystemu zarówno w układzie ogólnym, jak i regionalnym. Chodzi o racjonalne wykorzystanie przestrzeni i zachowanie harmonii środowiska z myślą o tych wymaganiach, które są stawiane dzisiaj, ale również o tych, które będą wyrazem stylu myślenia następnych pokoleń.
Najważniejszymi pytaniami obecnie – gdy rodzi się pomysł zrealizowania jakiegoś zamierzenia technicznego – jest: czy robić oraz czy to jest konieczne. A jeśli odpowiedź na te pytania, odpowiedź szeroka, uwzględniająca nie tylko gospodarcze, ale i społeczne efekty, będzie pozytywna, to trzeba odpowiedzieć na następne ważne pytanie: ile tej nowej myśli technicznej naprawdę potrzeba. Każde rozwiązanie musi być poprawne technicznie oraz ekonomicznie i społecznie uzasadnione
Wyłaniają się następne pytania: co z tych stwierdzeń wynika dla nas? Jakie są dyspozycje dla naszego działania?
Otóż – mówiąc skrótem – minął czas naukowców i inżynierów, specjalistów od szczegółów. Teraz warunkiem sprawnego działania jest szerokie, a przede wszystkim racjonalne spojrzenie, perspektywa. Patrzenie, czy z tych szczegółów, indywidualnych osiągnięć naukowych czy technicznych da się uformować spójną, przyjazną dla człowieka całość, w wymiarze nie tylko dnia dzisiejszego, ale i jutra.
Wszystko to oznacza, że w tym nowym czasie nie wystarcza, by technik był tylko technikiem, a naukowiec naukowcem. Rodzi się nowa definicja naszego zawodu. Obecnie powinien to być człowiek myślący i działający w układzie społecznym, właściwie działacz społeczny i polityczny z ogólnym – może nawet trzeba to wyraźnie zaznaczyć: filozoficznym – spojrzeniem na rzeczywistość, na całe otoczenie społeczno-gospodarcze.
To, co dotychczas uważaliśmy i w większości nadal uważamy za technikę, to znaczy jako projektowanie, wykonywanie produktu, który spełnia jakąś wymierną funkcję, to może być – powiedzmy – połowa czasu i zainteresowań. Reszta to gospodarczy, a zwłaszcza społeczny kontekst tej działalności wytwórczej.
To samo dotyczy nauki. Mówiąc swobodnie, nauka jest jak narzędzie. Stosując je, trzeba sobie zawsze na początku odpowiedzieć na ważne pytanie. Co z tego wyniknie nie tylko w układzie gospodarczym, ale i społecznym. Nie tylko dziś, ale i jutro.
Społeczne wartościowanie nauki i techniki – to, co za wielką wodą nazywają „technology assessment”, wysuwa się obecnie na plan pierwszy.
Fot. 4. Most wiszący Akashi Kaikyo o najdłuższym przęśle na świecie 1991 m
To jest najważniejsze. Trzeba to podkreślić. Obecnie w nauce wizja, myślenie o konsekwencjach społecznych, słowem: polityka – stała się najważniejsza.
Coraz bardziej wyraźnie widać, jak trafne jest powiedzenie Einsteina sprzed prawie stu lat, że wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy. A można jeszcze dopowiedzieć, że życie jest bogatsze od wyobraźni.
Obecnie naukowiec to ma być działacz społeczny, który tylko część swego czasu poświęca na szczegóły. I rozwiązuje te szczegóły, stale myśląc o całości – nie w rozumieniu realizowanego dzieła, ale znacznie szerszym, społecznym. Można by nawet powiedzieć trochę żartem, ale nie bez racji: na psucie rzeczywistości z pomocą działalności naukowej i technicznej można poświęcać najwyżej 60% czasu i wysiłku, a co najmniej 40% – na naprawianie.
Mówiąc ogólniej, dotychczas panująca cywilizacja „ilości” traci siłę, dobiega kresu. Nie wszyscy to jeszcze wiedzą, ale tak jest. Musi nastąpić cywilizacja „jakości”. A „jakość”, jak wspomniano, oznacza lokowanie produktu w przestrzeni społecznej. W tej, która jest obecnie, ale również – i równocześnie – w tej, która dopiero przyjdzie z następnymi pokoleniami.
Ten problem nie został wymyślony – odkryty – teraz. W ostatnich dekadach podejmował go Ferfiss, Orthega y Gasset, Spengler, Heidegger, Ellul, Schumacher i inni. Ale tzw. postęp był silny i bardzo atrakcyjny. Tym bardziej że lepiej były widoczne jego blaski niż zagrożenia, które ze sobą niesie. Teraz trzeba działać. Czas zmienił te proporcje.
Zmiany zasad działania
Żyjemy w świecie, w którym zaludnienie w ostatnich pięćdziesięciu latach zwiększyło się trzykrotnie, ale produkcja przemysłowa zwiększyła się aż kilkanaście razy.
Przez kilka tysięcy lat – można by powiedzieć od Platona do Marksa – zawsze było tak, że myśl społeczna wyprzedzała rzeczywistość i promowała gotowe ideały i wzorce życia społecznego.
W ostatnich dekadach sytuacja zmieniła się zasadniczo: życie przerosło teorię – wzorców brak. Wynikiem postępu nauki jest to, że ludzkość przypomina okręt płynący pełną parą, ale bez steru i kompasu. Jest to zaskakujący rezultat lawinowego przyrostu wiedzy. Tworzymy wiedzę, ale nie panujemy nad jej skutkami.
Nadszedł czas, którego wyznacznikiem może być zdanie: Coraz więcej wiemy, coraz mniej rozumiemy!
Karl Popper, współczesny filozof nauki, określił to inaczej. Na tle sukcesów w przestrzeni kosmicznej i nieładu na Ziemi użył określenia: Nasza niewiedza sięga coraz dalszych światów.
Fot. 5. Najwyższy wiadukt na świecie Millau, najwyższy filar 245 m i pylon 98 m
© cédric VILLEGIER – Fotolia.com
Trzeba jednak zwrócić uwagę, że ład w przestrzeni kosmicznej, a ład na Ziemi to nie to samo. Jeden i drugi jest bardzo złożony, ale wydaje się, że ład przestrzeni kosmicznej jest czytelniejszy. Nie występuje zjawisko dezorganizacji, degradacji. A jeżeli tak, to w znacznie mniejszym stopniu. Inne są także parametry jego oceny. Pierwszy nie ma sfery technicznej, społecznej, a na pewno politycznej. Sfera fizyczna, choć bardzo złożona, jest uporządkowana.
Norbert Wiener, jeden z twórców cybernetyki, zauważył trafnie: Tak radykalnie zmieniliśmy otoczenie, że musimy teraz zmienić samych siebie, aby w tym nowym otoczeniu móc nadał egzystować! Ale jak to zrobić? Nie ma wiedzy, nie ma wzorców.
Najwyższy czas, aby coś z tą sytuacją zrobić. Wyraźne przesunięcie akcentów naszego działania ze sfery materialnej w sferę wnętrza jest nakazem chwili. Nie będzie to łatwe. Już Seneka wiedział, że non est ad astra mollis e terris via1. Ale mimo to musimy tę drogę stworzyć i pójść nią, jeśli chcemy przeżyć.
Potrzebna jest wizja. Nowy obraz świata i ludzi oraz ich potrzeb i oczekiwań. Nasycony nie tylko wiedzą, ale i wyobraźnią. Zakorzeniony w przeszłości, ale ze stałym myśleniem o barwie jutra.
Musimy nauczyć się patrzeć wysoko i szeroko, a przy tym – co trudniejsze – daleko do przodu. Do każdego z nas pasuje obecnie zdanie z wiersza jednej sławnej Pani z Krakowa:
Obmyślam świat, wydanie drugie.
Wydanie drugie, poprawione…2
A może, przywołując filozoficzne powiedzenie, wzruszyć gmach stereotypowych pojęć, by przez powstałe szczeliny zobaczyć inny świat lub ten sam świat, ale w innych kolorach.
Musi być jednak w nas świadomość, że to myślenie, konieczne, stanowi tylko początek nowej drogi, ale wcale nie nowej wizji. Wizji nowego lepszego świata. Świata nie wąskich, świetnie prosperujących elit, lecz wielomiliardowej reszty, z której znaczna część wręcz beznadziejnie wegetuje na marginesie procesów cywilizacyjnych.
Ten nowy świat powinien być nie tylko dla nas, ale również i dla następnych pokoleń. Ma uwzględniać realia, ale i dążenia do ich zmiany. Wizja jest ważna, ale stanowi dopiero początek. Potem nastąpi formowanie technologii zmian.
Ale kto ma ten świat zmieniać? Czy – jako ludzie techniki – jesteśmy do tego przygotowani? Czy w tym zakresie kształcimy młodych ludzi? Pytania można mnożyć. Dobrych odpowiedzi brak. Na przeszkodzie stoją między innymi przyzwyczajenia, niechęć do zmian i bojaźń przed nimi. Zbyt powszechne jest jeszcze myślenie: dotychczas robiliśmy tak i było dobrze.
Zmiany zasad działania w sferze budownictwa
Tworzymy dzieła techniki, aby spełniały jakieś funkcje. Ale zawsze już na samym wstępie trzeba odpowiedzieć sobie na ważne pytanie: jak szeroko powinniśmy rozumieć określenie „funkcja”? Czy wzbogacenie, a choćby szanowanie przestrzeni, ochrona środowiska naturalnego, racjonalne korzystanie z energii, zastępowanie naturalnych surowców energetycznych źródłami energii odnawialnej zawarte jest w tym określeniu? Jaką funkcję spełniała w chwili powstania wieża Eiffla czy Statua Wolności w Nowym Jorku, a jeszcze wcześniej katedry średniowiecza czy piramidy starożytnego Egiptu?
Bezpośrednią funkcją dzieł budownictwa jest zaspokajanie konkretnych potrzeb ludzi żyjących tu i teraz. Ale ważne są również sprawy ogólniejszej natury, tzn. relacje z szeroko rozumianą przestrzenią. Powinno to mieć wpływ na formowanie obiektów i od samego początku musi decydować o założeniach projektowania.
Dlatego obecnie, przystępując do budowy obiektu budowlanego, już na początku fazy projektowania powinniśmy jako punkt wyjścia naszych działań przyjąć dwie równorzędne sfery.
A. Czynniki bezpośrednie, tzn. dążenie do zaspokojenia określonej, wyraźnie zarysowanej potrzeby gospodarczej. Jest to funkcja i koszt. Nasze techniczne działanie w tej sferze ma wymiar ekonomiczny, patrząc zarówno na nakłady na budowę, jak i analizując pożytki wynikające z powstania obiektu.
B. Relacje w stosunku do szeroko rozumianej przestrzeni, czyli wartości społecznych i środowiskowych, które nie mają wymiaru bezpośredniego efektu ekonomicznego, mierzą się w innej skali czasu i nie dają się przeliczyć na pieniądze.
W pierwszym przypadku postępowanie jest proste, niewymagające komentarza. Natomiast w drugim przypadku nieodzowna jest zasadnicza zmiana podejścia do podjęcia przedsięwzięcia inwestycyjnego, do planowania, projektowania i jego realizacji. Ważny jest społeczny odbiór dzieła budowlanego, jego ocena w długim okresie. Nieodzowne są zatem daleko idące zmiany systemu zamówień publicznych, warunków zleceń na roboty budowlane.
Najważniejszą, najpilniejszą sprawą, którą trzeba się zająć, jest wyraźne poszerzenie kryteriów zlecania prac projektowych i robót budowlanych. Wszyscy wiemy, że specyfika budownictwa jest w sferze zamówień publicznych niedostatecznie uwzględniana. Ten stan wymaga pilnej zmiany. Realizacja przedsięwzięć budowlanych to nie produkcja wyrobów.
Zarówno procedury, jak i kryteria udzielania zleceń – zwłaszcza we wstępnych fazach projektowania – muszą być inne, o wiele szersze, jeżeli tworzone dzieła mają być ponadczasowe i dobrze służyć ludziom. Przy kwalifikacji potencjalnych wykonawców powinny być uwzględniane także parametry niewymierne. Jest to ważne zadanie wszystkich organizacji zawodowych działających w sferze budownictwa. Prawodawstwo poszło w innym kierunku. Jedna z możliwości często wykorzystywanych to: zaprojektuj i wybuduj. Nie daje to żadnych gwarancji na uwzględnienie tego wszystkiego, co wiąże się z ponadpodstawowymi potrzebami i oczekiwaniami człowieka. Wygrywanie przetargów najniższą ceną jeszcze bardziej pogrąża nadzieje na odpowiednią jakość produktu.
Największe prawdopodobieństwo właściwego społecznie rozwiązania problemów występuje, gdy przy programowaniu przedsięwzięcia i kwalifikacji wykonawców bierze się pod uwagę:
Charakter zamierzeniaw wymiarze nie tylko materialnym, ale i społecznym. Układem odniesienia powinny być nie tylko cele doraźne, wymierne dzisiaj, lecz również efekty gospodarcze, a zwłaszcza społeczne w wymiarze jutra.
Pozycję wykonawcy– dotychczasowy dorobek i opinia w środowisku zawodowym.
Koszty przedsięwzięcia, powinny to być koszty rozumiane całościowo, tzn. relacje pomiędzy wydatkami bezpośrednimi a pożytkami (korzyściami) w wydłużonym przedziale czasu. A i te pożytki należy również rozumieć szeroko – nie tylko w układzie gospodarczym, ale również społecznym.
Dotychczas było tak, że ten trzeci czynnik, i to wąsko rozumiany: bezpośrednie korzyści dziś, nie tylko dominował, ale był wręcz jedynym parametrem decyzji o zakresie i wykonawcy pracy.
Dobre dzieło
Nasze budowlane dzieło ma być dobre i to dobre dzieło musimy ulokować w gospodarczej rzeczywistości. W odniesieniu do znacznej części naszej działalności następuje to naturalnie, ale w wielu przypadkach występują trudności. Jest tak, bo określenie „dobre dzieło” ma dwie warstwy znaczeniowe.
Może być „dobre” w kategoriach obowiązujących dzisiaj, tzn. dostosowane do płytkiego układu kryteriów wąskiej ekonomii, zdominowanej przez obowiązujące obecnie w naszym kraju powierzchowne rozumienie słowa „rynek” i doraźną politykę. Trzeba wreszcie zrozumieć, że rynek ziemniaków i rynek produktów budownictwa to nie jest to samo. Ale może być – i to jest ten drugi rodzaj znaczenia – „dobre” w skali ponadczasowej, niepolitycznej i wtedy może wystąpić sprzeczność z poprzednim ujęciem sprawy (dobra).
Trzeba odejść od stylu działania, którego głównym hasłem jest nieograniczony rynek. Trzeba wrócić do państwa usług społecznych i uformować sektor publiczny, który będzie odzwierciedlał i umacniał naszą zbiorową tożsamość i wspólne, szerokie społeczne (socjalne) cele.
Trzeba stale widzieć różnicę pomiędzy produktem obliczonym na lata a produktem obliczonym na pokolenia.
Jest oczywiste, że dzieło budowlane ma być dobre w tym drugim, szerszym znaczeniu. O wiele szerszym w czasie i szerszym w percepcji. Można by nawet powiedzieć, choć to dziwnie zabrzmi w naszym zawodowym kręgu, szerszym duchowo.
Jeszcze nie tak dawno największą wagę przypisywano projektowaniu architektoniczno-konstrukcyjnemu, następnie technicznemu. Dzisiaj natomiast coraz większe znaczenie przypisujemy projektowaniu użytkowemu. Człowiek powinien coraz wygodniej mieszkać, pracować, wypoczywać, być bezpiecznym i ponosić możliwie niewysokie koszty użytkowania.
Nie sposób nie wspomnieć o intensywnym, od lat 80., rozwoju budownictwa inteligentnego, o budowie obiektów budowlanych, szczególnie budynków wyposażonych w inteligentne instalacje tworzące jeden system. Mijają czasy tylko architektoniczno-konstrukcyjnego kształtowania obiektów budowlanych, dostosowanych do nich programów funkcjonalno-użytkowych oraz linii technologicznych. Dzisiaj punktem wyjścia do kształtowania takich obiektów są nowoczesne linie technologiczne i obiekty budowlane, budynki inteligentne będące obudową zoptymalizowanych ich wartości użytkowych, zapewniające komfort, bezpieczeństwo, racjonalne koszty utrzymania i, co szczególnie ważne, przyjazne środowisku naturalnemu.
Tak pomyślane działanie trudno jest zmieścić w obowiązującym obecnie układzie gospodarczym, w którym kryteria oceny dzieła inżynierskiego mają krótki wymiar, liczony na lata. Dla organizatorów naszego życia politycznego i gospodarczego ważna jest kadencyjność, ma znaczenie tylko to, co da się zmierzyć tu i teraz. Powszechnie uważa się, że wyznacznikiem, bezpośrednim efektem naszego działania, ma być zysk, wymierne materialne korzyści, poklask wyborców, pożytek tylko w krótkim czasie – rozumiany konkretnie, jednoznacznie. Jest to obecnie główna i właściwie niemalże jedyna miara, jaką przykłada się do tego wszystkiego, co robimy.
Ta sytuacja to wielki błąd, skaza czasu. Bo przecież my – technicy budownictwa – powinniśmy działać, przynajmniej w części, ponad czasem i przestrzenią.
Zawód inżyniera budowlanego jest specjalny i może odpowiadać na takie przesłanie, gdy zawiera w sobie mechanizm samodoskonalenia. Inżynier kształtuje budowle, ale te budowle na zasadzie sprzężenia zwrotnego formują jego osobowość. Inżynier budujący most nadaje mu kształt – ta budowla jest przedłużeniem jego myśli, ale sam proces budowy wpływa na niego i zmienia go wewnętrznie. Po zakończeniu realizacji jest on już inny i jako inżynier, i jako człowiek.
Jest przecież w naszym zawodzie wiele – właściwie większość – działań wychodzących poza ten obecny czas, ponad obowiązujące wymiernie zarysowane kryteria, głównie ekonomicznej natury, a mające wymiar ponadczasowy, ulokowany w sferze odczuć – mówiąc ogólniej w sferze kultury.
Nie każdy z nas może budować piramidy, panteon czy katedry średniowiecza. Ale nawet o naszych zwyczajnych obiektach powinniśmy – choćby w części – myśleć jak o dziełach sztuki. Ważna jest wymowa całości, ale ważne są również szczegóły. Wykonanie we współczesnym świecie choćby poręczy, jaką stworzył Kierbedź w czasie budowy mostu Mikołajewskiego w Petersburgu, Paton w moście przez Dniepr w Kijowie czy Huang Chan Tang – twórca mostu przez Jang-Tse, jest naszym obowiązkiem. Ale oni działali w innych czasach. Swoje czasy dobrze rozumieli, a przede wszystkim rozumieli swoją misję. Mieli swobodę działania i potrafili z tej swobody właściwie korzystać. Dzisiaj nawet ci, którzy ich dzieła podziwiają, nie chcą lub nie potrafią zrozumieć, że bez pozostawienia twórcom swobody działania wybitne dzieła albo nie powstaną, albo zostaną okupione zbyt dużym wysiłkiem, co może innych zniechęcić do podobnych działań. Musimy więc starać się o poszerzenie kryteriów oceny dzieła inżynierskiego w sferze budownictwa. Jest to ważny społecznie obowiązek każdego z nas, a zwłaszcza naszych zawodowych organizacji. Przenikanie w sferę polityki i wpływanie na układy zarządzania jest naszym podstawowym obowiązkiem.
Nadeszła pora, kiedy inżynier nie może być tylko inżynierem. Musi być również działaczem społecznym, który nie tylko wie, jak zrobić, ale potrafi również ulokować produkt swej inżynierskiej wyobraźni w przestrzeni nie tylko gospodarczej, ale i w szeroko rozumianej przestrzeni społecznej i środowiskowej.
Konieczne jest niekiedy przechodzenie od świata techniki do antropologii. Trzeba znów znaleźć się blisko świata innych kultur, innych układów społecznych. Zacząć tworzyć – jest to zasada budująca stałe, ciepłe relacje z innymi, co formuje niezbędne fundamenty życia społecznego. Umiejętność rozumienia, dostrzegania innej sytuacji, ludzi, nowego otoczenia (innego człowieka) powinna być traktowana jako niezbędne podłoże dla procesów życia społecznego. Droga w tym kierunku to ważne i pilne, ale także w obecnych czasach trudne zadania.
Taki szeroki sposób myślenia był istotną cechą działania naszych wielkich poprzedników w dawnych czasach. Gdy idziemy przez miasto i patrzymy na budowle sprzed stu lat, widać to wyraźnie.
Globalizacja
Zmiany polityczne następujące w tej części zachodniego świata, do którego należymy, mają również istotny wpływ na naszą zawodową działalność. Jednym z ich głównych przejawów jest wygasanie granic, następuje niwelowanie różnic w sferze informacji i zarządzania, zmniejsza się, niestety, w skali całego świata demograficzna i ekonomiczna rola i znaczenie Europy. Termin „globalizacja” robi karierę.
Określenie „globalizacja” jest szerokie. W naszym przypadku, stosując definicję Henrique Cardoso, prezydenta Brazylii, jest to globalizacja asymetryczna, a nie globalizacja solidarna. Działalność inżynierska jest tylko fragmentem globalizacji, i to wcale nie najważniejszym.
Globalizacją rynku budowlanego jest ponadpaństwowy system klasyfikacji projektów, a także to, co ma największy wpływ na sytuację na rynku budowlanym, tzn. ponadnarodowy układ firm realizujących wielkie przedsięwzięcia. Normy już dawno wyszły poza granice państw, a międzynarodowa wymiana informacji technicznych też uważana jest za rzecz normalną.
Wyrazem globalizacji w budownictwie jest nie tylko unifikacja sztuki inżynierskiej (norm, prawa, oceny kryteriów, kwalifikacji), ale także swobodny przepływ kadry technicznej, inżynierskiej, przepływ potencjału budowlano-montażowego czy kapitału inwestycyjnego, wzajemne uznawanie kwalifikacji zawodowych inżynierów, ułatwianie współpracy w realizacji większych przedsięwzięć, dbałość o tożsamość zawodową inżynierów (etyką ich pracy zajmuje się FEANI – Międzynarodowa Federacja Narodowych Stowarzyszeń Technicznych działająca na terenie Unii Europejskiej). Kandydat do tytułu inżyniera europejskiego musi spełnić wiele warunków, w tym związanych z dotychczasowymi osiągnięciami w pracy zawodowej. Tytuł EUR ING stanowi swego rodzaju międzynarodowy paszport ułatwiający uzyskanie pracy na stanowisku inżyniera w wielu krajach nie tylko europejskich, ale także w świecie.
Tak więc globalizacja aktywności budowlanej stała się faktem. I trzeba sobie uświadomić, że skala, rozmiar aktywności oznacza również skalę jej skutków. Skutków chcianych i niechcianych, traktowanych dotychczas jako konsekwencje uboczne, zło konieczne. One też uległy globalizacji i wraz z nią, co ważne i nie wszyscy to zauważają, gdzieś zagubiły się indywidualności i odrębności kulturowe.
Chodzi też o konsekwencje nie tylko gospodarcze, ale i społeczne wynikające z charakteru i rozmiaru naszej technicznej ingerencji w układy naturalne.
Trzeba zasygnalizować dwie sfery: ilość i jakość. Aby zaznaczyć, jak wielki wpływ ma rozmiar obecnej działalności na układy naturalne, posłużyć się można dwoma przykładami. Jednym odległym geograficznie, a drugim bliskim. Oba są charakterystyczne pod każdym względem.
Otóż w aglomeracji Los Angeles prawie co dziesiąty metr kwadratowy powierzchni miasta jest zabetonowany – stanowi drogę lub parking. A mimo to przejazd przez miasto w niektórych porach jest niemożliwy. Trzeba budować następne drogi, bo inne sposoby lokalnej komunikacji są niemożliwe. Całe miasto zostało przecież zbudowane pod samochód.
Nasuwa się pytanie, ile powierzchni nasi koledzy znad Pacyfiku będą mogli jeszcze zabetonować? A mówiąc ogólniej, jaki rozmiar inżynierskiej ingerencji w historycznie ukształtowane środowisko naturalne można zaakceptować? Jaki rozmiar ingerencji inżynierskiej zaakceptuje przyroda? Gdzie jest kres bezmyślności? Jaka jest granica działania w stylu więcej, bez uwzględniania wieloplanowych następstw tego, co robimy, także przesuniętych w czasie.
Drugi przykład to Warszawa. Zaśmiecenie centrum miasta wysokimi budowlami bez urbanistycznej harmonii nie zasługuje na komentarz. Przecież jest to najgorsza z możliwych ingerencja w obraz świata i – pośrednio – w sposób myślenia. Forma bez znaczenia, liczy się tylko funkcja. Pokrzywdzeni są nie tylko ci, którzy tam mieszkają i muszą codziennie na to patrzeć, ale właściwie obywatele całego kraju, bo do stolicy przyjeżdża prawie każdy.
Na tym tle nasuwa się znowu takie samo pytanie: jaki rozmiar i jaką formę inżynierskiej ingerencji w historycznie ukształtowane środowisko można zaakceptować? Gdzie jest granica bezmyślności działania w stylu więcej z dążeniem do konkretnych efektów ekonomicznych dzisiaj, bez uwzględniania wieloplanowych następstw o ogólnym, niematerialnym charakterze – w tym również przesuniętych w czasie – tego, co robimy.
Trzeba stale pamiętać, że globalizacja w zakresie kultury jest nieszczęściem. Cechą globalizacji w tej sferze jest rozpowszechnianie tanich, płytkich, pozbawionych historycznych korzeni amerykańskich wzorców kulturowych. Warto może w tym miejscu przypomnieć wypowiedź obecnego premiera Japonii Yukio Hatayamy: Obecne kryzysy są wynikiem założenia, że amerykański model wolnego rynku jest uniwersalny i doskonały i że wszystkie kraje muszą dostosować się do tego standardu. W pogoni za zyskiem człowiek jest traktowany jako pozycja w wydatkach. Tę sytuację trzeba zmienić. Trzeba zwrócić uwagę na wartości niematerialne w marszu ku globalizacji; odbudować więzi międzyludzkie i zadbać o środowisko naturalne.
Dlatego, choć wiadomo, że globalizacja to signum temporis, trzeba się starać, aby w tym naszym działaniu w sferze budownictwa i wilk był syty, i owca cała.
Jest kapitalizm. Działania ekonomiczne skierowane przede wszystkim na krótki dystans, z efektami dzisiaj, są znacznikiem tego systemu. Ale nasz społeczny obowiązek polega na tym, aby starać się wychodzić poza ten prymitywny układ. Musimy stale pamiętać o funkcjach społecznych wynikających (przynależnych) z naszej zawodowej działalności. O funkcjach społecznych, które mają zawsze wymiar podwójny – duży i mały.
Po pierwsze – jest to potrzeba brania pod uwagę, uwzględniania celów już w procesie projektowania, celów, których skuteczne i efektywne osiąganie nie da się przeliczyć na pieniądze. Mamy tu na myśli wpływ naszego działania na układy kulturowe (np. wygląd, włączanie w środowisko) i sprzyjanie właściwym relacjom psychicznym w układach grupowych.
Po drugie – tworzenie dzieł, które nie tylko formują nowe wartości społeczne i kulturowe, ale też kształtują visage odbiorców i… twórców.
Zakończenie
Niezależnie od podstaw i różnicy poglądów przedstawicieli różnych dziedzin wiedzy współczesnym wyznacznikiem i nadrzędnym kryterium oceny działań w obszarze techniki powinny być potrzeby człowieka, i to potrzeby nie na dziś, niezbywalne dla zachowania człowieczeństwa w wymiarze fizycznym i psychicznym. Potrzeby, których zaspokojenie jest konieczne dla utrzymania zrównoważonego rozwoju i jednostki, i społeczeństwa.
Wyniki analiz socjologów i psychologów wskazują na konieczność zachowania równowagi w wyborze celów, gdyż prymat jakiegokolwiek z nich zagraża możliwości zaspokojenia innych potrzeb związanych ze środowiskiem życia człowieka. Na takich przesłankach musi opierać swoje działania inżynier budownictwa i nauczyciel akademicki.
Obecnie w tej nowej rzeczywistości każdy z nas musi stale łączyć dwie główne sfery działania:
– sprawne, konkretne działanie w obecnych warunkach (tak było i powinno być nadal);
– działania ogólne, aby te obecne realia zmienić, przeformować w nowy, właściwy układ, zgodny z potrzebami przyszłości.
Trzeba zawsze pamiętać, że są to dwie sfery równorzędne (o tym samym znaczeniu).
Aby to nastąpiło, potrzebne jest istotne poszerzenie zakresu kształcenia w szkołach technicznych. Pierwszym krokiem w tym kierunku będzie przeformowanie wydziałów, nawet istotne zmiany w modelu wyższej szkoły technicznej, zmiana programów kształcenia i poszerzenie jego zakresu.
Pierwsze lata studiów powinny być „szerokie”, mieć ogólny charakter i stanowić wspólny fundament, przynajmniej dla obecnych wydziałów: budownictwa, architektury i inżynierii środowiska. Treści techniczne należy uzupełnić o przedmioty humanistyczne, ekonomiczne, prawnicze itp.
Włączenie wartości humanistycznych zarówno w proces edukacji (na etapie formowania osobowości inżyniera), jak i w naszą codzienną techniczną działalność jest znakiem czasu, potrzebą ważną i pilną.
A ile jest obecnie w programie studiów przedmiotów technicznych, które formują kreatywność, elastyczność, uczą kojarzyć technikę, ekonomię i humanistyczną wiedzę o człowieku, jego potrzebach i aspiracjach?!
Przedmioty humanistyczne na pierwszych latach studiów technicznych powinny stanowić co najmniej 20% programu. Stworzy to warunki do interdyscyplinarnych kontaktów, poszerzy horyzont patrzenia i pomoże w wyrabianiu samodzielności twórczej. Będzie to służyć nie tylko studentowi, ale także uczelni, gdyż wytworzy szersze powiązania, a wydziały będą strukturami bardziej otwartymi, z horyzontami wychodzącymi poza obręb uprawianych dyscyplin i specjalności.
Stworzy to również warunki do sprawnej socjotechnicznej oceny sytuacji, w których ta wiedza ma być zastosowana. Spowoduje także wyjście poza wąską wiedzę o technicznych fragmentach rzeczywistości do społecznej całości.
Obecnie występuje potrzeba zastępowania, a przynajmniej uzupełniania w toku projektowania obiektów budowlanych, zwłaszcza we wstępnej fazie tego działania, jasno zarysowanych celów technicznych, ekonomicznych przez mniej ostre cele o wymiarze społecznym. Uzupełnienie procedur technicznych, działanie z wyobraźnią ma przyczynić się do uzyskania aprobaty odbiorców naszych dzieł w całym okresie użytkowania.
Musimy do tego nowego stylu myślenia przekonać również decydentów. Wychodzenie poza funkcję i koszt, utrzymanie, a może nawet wzbogacenie bezpośrednich barwnych relacji pomiędzy człowiekiem a techniką przez podtrzymanie wszelkiego rodzaju zróżnicowania i lokalnych układów kulturowych powinno być podstawowym założeniem współczesnego stylu działania w budownictwie – we wszystkich formach organizacyjnych.
Wobec tego, co celowe, przyziemne, jest tu i teraz, należy zachować dystans… i otworzyć się na szerszy, głębszy i cieplejszy świat, wszak:
Co piękne nie jest to…
co się podoba dziś lub podobało
Lecz co się winno podobać,
jak niemniej
I to, co dobre, nie jest,
z czym przyjemniej,
Lecz co ulepsza3
(C.K. Norwid, Promethidion, „Pisma wszystkie”, t. VII, Warszawa 1971)
prof. dr hab. inż. Józef Głomb
Politechnika Śląska
prof. dr hab. inż. Tadeusz Biliński
Uniwersytet Zielonogórski
prof. dr hab. inż. Kazimierz Furtak
Politechnika Krakowska
1Seneka Młodszy, Nie ma łatwej drogi z Ziemi do gwiazd(łac.).
2W. Szymborska Obmyślam świat w: „Poezje”, Wydawnictwo „Alfa”, Warszawa 1987.