Mądry Polak po szkodzie? Obawiam się, że w budownictwie – jak napisał Jan Kochanowski – „nową przypowieść Polak sobie kupi, że i przed szkodą, i po szkodzie głupi”.
Kilka miesięcy temu zwróciłem uwagę w „Inżynierze Budownictwa” na niebezpieczeństwo powtórki z fali bankructw i potężnych problemów wielu firm budowlanych, będących następstwem spiętrzenia się inwestycji infrastrukturalnych na Euro 2012. Efektem był gwałtowny wzrost kosztów, w tym cen kluczowych materiałów, którego firmy, podpisując kontrakty, często nie uwzględniały w swoim biznesplanie. Wyniszczającą wojnę cenową zawdzięczaliśmy także wielu zamawiającym, dla których jedynym kryterium oceny ofert była najniższa cena.
Liczyłem, że te złe doświadczenia czegoś nauczą przedsiębiorców i zamawiających, że rynek budowlany ucywilizują nowe przepisy w Prawie zamówień publicznych, które precyzują, kiedy cenę można uznać za rażąco niską. Tymczasem – jak podaje firma doradcza Deloitte w swoim najnowszym raporcie – w przetargach niewiele się zmieniło, czyli cena nadal jest głównym kryterium wyboru najkorzystniejszej oferty. W dodatku po raz kolejny grozi nam spiętrzenie inwestycji w krótkim okresie.
W Deloitte twierdzą, że jedynie Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA) próbuje temu zapobiec, bo rozstrzygnęła już przetargi na 30 mld ze 107 mld zł planowanych do zainwestowania w latach 2014-2025. Dodam, że w większości są to kontrakty typu „projektuj i buduj”, co oznacza, że firmy zaczną je realizować najwcześniej w przyszłym roku. Do tego czasu przetargi zacznie ogłaszać również PKP PLK oraz firmy energetyczne. Skumulowanie się dużych kontraktów drogowych, kolejowych i energetycznych mamy więc jak w banku. Rok 2018 może być krytyczny – mówił w czasie niedawnego spotkania z dziennikarzami prezes Budimeksu Dariusz Blocher Według Deloitte do 2020 r. tego typu inwestycje mogą pochłonąć nawet 310 mld zł. Ta międzynarodowa firma doradcza ostrzega przed zaostrzeniem się wojny cenowej, bo w naszym kraju pojawią się najpewniej nowi zagraniczni gracze. W tej sytuacji nie wyobrażam sobie, by zamawiający nie weryfikowali firm ubiegających się o kontrakt: czy mają one odpowiednie doświadczenie i potencjał (sprzęt i pracowników) oraz czy za cenę, którą oferują, można ten kontrakt zrealizować. Niestety, na razie trudno o optymizm w tym względzie. Ale żeby nie było wyłącznie pesymistycznie, chcę zwrócić uwagę, że – póki co – branży powodzi się coraz lepiej. Deloitte podkreśla, że rosną przychody i marże giełdowych spółek budowlanych. Spada natomiast liczba upadłości. Cieszyć też może i to, że Polimex-Mostostal i PBG, kilka lat temu będące na krawędzi bankructwa, wracają do gry.
Najlepsza wiadomość jest jednak chyba taka, że znów rośnie zatrudnienie w budownictwie. Wiele wskazuje na to, że już niebawem firmy budowlane będą musiały powalczyć o dobrych fachowców. Np. nawet 1000 zamierza zatrudnić w tym roku Skanska. W pierwszym półroczu utworzyła 570 nowych etatów. Firma poszukuje specjalistów z uprawnieniami nie tylko w obszarze budownictwa ogólnego, drogowego i mostowego, ale także w branży elektrycznej: menadżerów projektów, kierowników robót, inżynierów i majstrów z doświadczeniem w wykonawstwie oraz realizacji sieci wewnętrznych i zewnętrznych.
Z kolei Budimex planował przyjęcie do pracy 800, ale do tej pory zatrudnił tylko ponad 400 osób. Prezes tej firmy skarży się na problemy ze znalezieniem odpowiednich ludzi. Budimex chętnie zatrudnia młodych inżynierów, którzy odbywali staże w okresie studiów. Jednak przedsiębiorstwu najbardziej zależy na zaprawionych w bojach wysokiej klasy specjalistach.
Cóż, wypada mi życzyć budowlańcom, aby poprawa koniunktury trwała jak najdłużej i żeby odczuli to także w swoich portfelach.
Marek Wielgo
Gazeta Wyborcza