Czy 2005 rok można zaliczyć do dobrych? Odpowiedź oczywiście zależy od punktu widzenia, a najczęściej także od punktu siedzenia, czyli miejsca usytuowania oceniającej go osoby w strukturze budowlanego procesu inwestycyjnego.
Niezależnie od subiektywnej oceny, rok 2005 był znacznie mniej obfitujący w zmiany przepisów niż rok 2004, kiedy to wprowadzono:
nową ustawę Prawo zamówień publicznych, zastępującą starą ustawę 0 zamówieniach publicznych,
całkowicie nową, niemającą wcześniejszego odpowiednika, ustawę o wyrobach budowlanych i 8 aktów wykonawczych do niej,
nowe rozporządzenie o kosztorysie inwestorskim (a nawet dwa, bo pierwsze, ze stycznia 2004 roku, niemal natychmiast okazało się nieaktualne),
rozporządzenie o dokumentacji projektowej, specyfikacjach technicznych 1 programie funkcjonalno-użytkowym,
kilka kolejnych nowelizacji Prawa budowlanego i dużą nowelizację najważniejszego z rozporządzeń wykonawczych do niego, tj. w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie,
kilka zmian w Prawie ochrony środowiska
oraz przynajmniej kilkanaście, nowych lub zmienionych, bardzo istotnych przepisów dotykających procesu inwestycyjnego.
To już się stało
Początek roku 2005 i jego pierwsze miesiące upłynęły we względnym spokoju legislacyjnym, a budowlańcy zobowiązani do stosowania procedur zamówień publicznych (czyli projektanci i przedstawiciele służb inwestycyjnych) powoli dochodzą do siebie po szoku, jaki spowodował wprowadzony kilka miesięcy wcześniej obowiązek sporządzania projektów wykonawczych i specyfikacji warunków i odbioru robót budowlanych.
Znaczna liczba adeptów naszego zawodu zajmuje się zawodowo zarządzaniem na zlecenie nieruchomościami, pośrednictwem w obrocie nimi bądź też ich wyceną. Dla nich istotnym nowym przepisem staje się wydane 17 lutego i wchodzące w życie już 1 marca rozporządzenie Ministra Infrastruktury w sprawie nadawania uprawnień i licencji zawodowych w dziedzinie gospodarowania nieruchomościami oraz doskonalenia kwalifikacji zawodowych przez rzeczoznawców majątkowych, pośredników w obrocie nieruchomościami i zarządców nieruchomości. W 55 paragrafach i 13 załącznikach szczegółowo uregulowano wszystkie nowe zasady obowiązujące w ww. dziedzinie, o których jednego z pewnością nie da się powiedzieć – że są one prostsze i łatwiejsze, zwłaszcza w zakresie wymagań stawianych kandydatom, od zasad dotychczasowych.
4 marca Sejm przegłosował ustawę o zmianie ustawy – Prawo energetyczne. Zmiany dotychczasowego Prawa energetycznego nie są może specjalnie duże, ich tekst liczy ledwie 27 stron druku maczkiem w Leksie, mają jednak spore znaczenie dla sektora energetycznego, nierozerwalnie przecież związanego z budownictwem. Pozostałe trzy nowelizacje Prawa energetycznego, jakie miały miejsce w tym roku, są już znacznie mniejszego zakresu merytorycznego.
18 maja (czyli w pierwszą rocznicę podpisania ostatniego i ciągle obowiązującego rozporządzenia w sprawie kosztorysu inwestorskiego i szacowania wartości zamówienia na podstawie programu funkcjonalno-użytkowego) Sejm przyjmuje ustawę o zmianie ustawy Prawo ochrony środowiska oraz niektórych innych ustaw (tych „niektórych” jest zaledwie 7). Nie była to oczywiście jedyna w tym roku nowelizacja Prawa ochrony środowiska, lecz tylko jedna z 11, lecz akurat ta, która ma największy wpływ na budowlany proces inwestycyjny.
Jedno ułatwienie jest bezsporne – zniknął obowiązek dublowania postępowania w sprawie oceny oddziaływania na środowisko na etapie wydawania decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu i po raz drugi przy wydawaniu decyzji o pozwoleniu na budowę. Pozostałe „ułatwienia”, jeśli spojrzeć na nie z pozycji inwestora, mają charakter ewidentnych utrudnień. Wyłączenie postępowania w sprawie oceny oddziaływania na środowisko z procedury zmierzającej do wydania pozwolenia na budowę i obowiązek kończenia go osobną decyzją administracyjną, noszącą obecnie krótką nazwę „decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach zgody na realizację przedsięwzięcia” (przypomina mi się adres mojej ciotki, która kiedyś mieszkała przy ul. Młodych Bohaterów Związku Bojowników Walki o Wolność i Demokrację). Osobna decyzja „środowiskowa” będzie miała niewątpliwie, w roli stron postępowania, liczne organizacje ekologiczne, tak te poważne (chwała Bogu, że jeszcze są takie), jak i te nawiedzone, typu zrzeszenie „Na Rzecz Istot Wszystkich we Wszechświecie”, a także licznych wydrwigroszy ukrywających się pod szyldem ekologii. Lawina odwołań w obronie naturalnych ostoi żerowania muchy muchówki i endemicznej pleśni pospolitej jest pewna.
Ale inwestor nie powinien upadać na duchu, przecież wojewoda może nie uwzględnić tych odwołań, a nawet jeśli, w ostateczności inwestor ten zawsze ma szansę wygrać sprawę w sądzie administracyjnym. Jak nie w pierwszej instancji (WSA), to może w drugiej (NSA). Albo w Strasburgu, gdzie ewentualnie może postarać się o odszkodowanie z tytułu opieszałości postępowania.
W wyniku nowelizacji zwiększył się istotnie zakres tematyczny raportu w sprawie oddziaływania na środowisko oraz wprowadzony został obligatoryjny obowiązek prowadzenia takiego postępowania dla obszarów Natura 2000, wyznaczonych w ustawie o ochronie przyrody (całkiem licznych) oraz terenów, na których zlokalizowane przedsięwzięcie może mieć wpływ na obszar Natura 2000. Wprowadzono także obowiązek wydawania postanowienia administracyjnego, po całej procedurze zbierania opinii u różnych organów, a dla niektórych raportów wprowadzono obowiązek wariantowania rozwiązań, szczegółowo rozpisano procedury tzw. postępowań transgranicznych, rozszerzono obowiązki w zakresie monitorowania na etapie realizacji przedsięwzięć. Prawda, że sporo tych „ułatwień”? Ale czy ktoś kiedyś z kimś się umawiał, że proces inwestycyjny będzie łatwy, szybki i tani?
{mospagebreak}
A tak a propos, czy jeździsz, Szanowny Czytelniku, na nartach? Jeśli tak i jeśli nie zjechałeś do tej pory z Kasprowego w Zakopanem lub zjechałeś kiedyś, ale chciałbyś jeszcze to powtórzyć, to zrób to koniecznie w tym sezonie. Być może już za rok będzie to niemożliwe, chyba że wejdziesz sam pod obserwatorium z nartami na plecach i lubisz jazdę w kopnym śniegu. Nowe przepisy Prawa ochrony środowiska prawdopodobnie uniemożliwią przeprowadzenie wreszcie modernizacji kolejki linowej na Kasprowy Wierch. Stara, pochodząca z 1936 roku, w końcu się urwie, w imię ochrony świstaków przed nerwicą zginie trochę osób, ale wreszcie będzie spokój i ekologiczne racje „na wierzchu”.
Zmiany wprowadzone nowelizacją ustawy Prawo ochrony środowiska nie wchodzą w życie w jednym czasie, rozłożono je na 5 różnych terminów, co jeszcze dodatkowo „ułatwia” orientację w gąszczu 442 artykułów (106 stron wydruku z Leksa) tej ustawy, ostatni z nich przypadnie dopiero na 2007 rok.
Zjawisko przemijania dotyczy nie tylko ludzi, ale także obiektów budowlanych. Coraz więcej z nich ma zatem szansę awansować do grona zabytków, objętych uregulowaniami ustawy z dnia 23 lipca 2003 roku o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami. Na utrzymanie tego rodzaju „zasłużonych”, lecz jednocześnie często bardzo zaniedbanych obiektów potrzebne są pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze. A tych z reguły brakuje. Ale dla zabytków zawsze można poprosić o wsparcie (czytaj dotację). Już według nowych zasad, bowiem 6 czerwca, ukazuje się nowe rozporządzenie Ministra Kultury w sprawie udzielania dotacji celowej na prace konserwatorskie, restau-ratorskie i roboty budowlane przy zabytku wpisanym do rejestru zabytków. Rośnie liczba dokumentów, jakie należy załączyć do wniosku o taką dotację, trudniej więc będzie go złożyć, a czy skuteczność wnioskowania zmieni się cokolwiek w stosunku do wniosków składanych na podstawie starych przepisów (rozporządzenie z dnia 10 maja 2004 roku, czyli, jak widać, wcale nie było ono takie stare), to się dopiero okaże. Ale jest oczywiste, że nie należy być tutaj za dużym optymistą.
8 lipca w Sejmie uchwalona zostaje ustawa o rodzinnych ogrodach działkowych. Niby daleko od spraw budownictwa, ale w jednym z artykułów Prawa budowlanego (art. 29 ust. 1 pkt 4) dotychczasowe „pracownicze ogrody działkowe” stają się w konsekwencji „rodzinnymi ogrodami działkowymi”. I tak oto mamy drugą, w kolejności uchwalenia (nie mylić z kolejnością wejścia w życie, co następuje 20 września), zmianę ustawy Prawo budowlane.
27 lipca przynosi całkiem nową ustawę o przeprowadzaniu konkursów na stanowiska kierowników centralnych urzędów administracji rządowej, prezesów agencji państwowych oraz prezesów zarządów państwowych funduszy celowych, weszła ona w życie 1 września. A co to kogo może obchodzić, ewentualnie poza szefami tych 34 urzędów i kandydatami na takich szefów – powie niejeden z członków szeregowej braci budowlanej. Niesłusznie, bo dotyczy ona m.in. powoływania na stanowiska Głównego Inspektora Sanitarnego, Generalnego Dyrektora Dróg Krajowych i Autostrad, Głównego Geodety Kraju, Głównego Inspektora Ochrony Środowiska, Prezesa Wyższego Urzędu Górniczego, Głównego Inspektora Nadzoru Budowlanego, Prezesa Urzędu Zamówień Publicznych, a więc osób, od których zależy bardzo wiele w zakresie wyglądu naszej budowlanej rzeczywistości. A wprowadzone tą ustawą zmiany dotknęły (czyli zmieniły, i to właśnie była ta trzecia, licząc chronologicznie według dat uchwalania, nowelizacja) m.in. art. 88 Prawa budowlanego, gdzie jest mowa o zasadach powoływania i długości kadencji szefa GUNB. Z tym, że także w GUNB emocje związane z ww. ustawą nie były zapewne zbyt wielkie, wszak – jak stanowi art. 47 ust. 3 tej ustawy – w stosunku do kilku stanowisk, w tym właśnie także Głównego Inspektora Nadzoru Budowlanego, zacznie ona działać dopiero po zakończeniu obecnej kadencji ich szefów. Tak więc pan min. Marek Naglewski, mianowany na tę funkcję w marcu 2005 roku, ma przed sobą jeszcze sporo czasu.
Dzień później, 28 lipca, Sejm uchwala ustawę o zmianie ustawy Prawo budowlane (i oczywiście niektórych innych ustaw), weszła ona w życie 26 września. Przynajmniej kilkanaście istotnych no-wości, jak:
nowa, nieistniejąca wcześniej, definicja pojęcia przebudowy, która, jak się wydaje, zamiast pomóc – znacznie skomplikuje życie właścicielom i zarządcom obiektów budowlanych. Treść nowej definicji jest skonstruowana tak, że wiele robót zaliczanych do tej pory bez przeszkód do pojęcia remontu budowlanego – z reguły, z pewnymi tylko wyjątkami, niewymagającego starania się o pozwolenie na budowę – i załatwianych w trybie zgłoszeniowym stanie się przebudową, czyli działaniem poprzedzonym koniecznością zdobycia i uprawomocnienia administracyjnej decyzji o pozwoleniu na budowę, generalne podniesienie wymagań w zakresie posiadanego wykształcenia zawodowego, które (jako tylko jeden z warunków) będzie pozwalać na staranie się o uprawnienia budowlane, tak do projektowania, jak i do wykonawstwa, w tym całkowite wyeliminowanie osób legitymujących się średnim wykształceniem zawodowym (szerzej w „IB” nr 9). W ślad za tą zmianą wydane 18 maja rozporządzenie Ministra Infrastruktury w sprawie samodzielnych funkcji technicznych w budownictwie nadaje się już właściwie do kosza;
dopuszczenie do funkcjonowania dwóch ścieżek załatwienia kwestii legalnego wybudowania przyłącza instalacyjnego, starej – prowadzącej po przez zgłoszenie zamiaru wykonania robót – i nowej – poprzez przepisy ustawy Prawo energetyczne i o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę oraz o odbiorze ścieków, z pozostawieniem inwestorowi prawa swobodnego wyboru odpowiadającej mu drogi postępowania (który to inwestor, jak wynika z napływających z terenu informacji, jest teraz przez pracowników obu tych instytucji – administracji architektoniczno-budowlanej i jednostek administrujących sieciami – odsyłany jako natręt zawracający głowę (szerzej w „IB” nr10, 11 i 12);
zwiększenie katalogu obiektów i robót niewymagających uzyskiwania pozwolenia na budowę. W tym wręcz rewolucyjnie wyglądająca (oczywiście tylko „na oko”, w świetle istnienia art. 30 ust. 7 – wtajemniczeni wiedzą o co chodzi) rezygnacja z obowiązku uzyskiwania pozwolenia na budowę przy remoncie obejmującym zmianę lub wymianę konstrukcji obiektu;
istotne zwiększenie limitu czynionych w trakcie budowy przeróbek obiektu, czyli odstępstw od zatwierdzonego w pozwoleniu na budowę, pozwalających na uznanie ich za „nieistotne”, tj. niewymagające wydania decyzji o zmianie pozwolenia na budowę;
likwidacja podstaw prawnych istnienia zespołów uzgadniania dokumentacji, czyli popularnych ZUD-ów w Prawie geodezyjnym i kartograficznym (które, oprócz tej, miało jeszcze dwie inne nowelizacje) i zastąpienie ich…, no właśnie, nie bardzo wiadomo czym, bo zapowiedzianego rozporządzenia Ministra Infrastruktury (teraz już Ministra Transportu i Budownictwa) o trybie zakładania i prowadzenia geodezyjnej sieci uzbrojenia terenu oraz koordynacji usytuowania projektowanych sieci jak nie było, tak nie ma;
definitywne podniesienie zjazdu z drogi publicznej do godności obiektu budowlanego wymagającego pozwolenia na budowę i całego korowodu wcześniejszych i późniejszych uzgodnień, opinii i zezwoleń (o czym szerzej w „IB” nr 10), co – w połączeniu z generalnym zakazem umieszczania jakichkolwiek sieci i instalacji w pasie drogowym – niewątpliwie nie ułatwiżycia i inwestorom, i drogowcom, których podstawowa ustawa – o drogach publicznych, oprócz ww. nowelizacji wprowadzonej zmianą Prawa budowlanego, była w 2005 roku znowelizowana jeszcze 6-krotnie.
{mospagebreak}
I jeszcze kilka innych zmian, o których pewnie warto byłoby przynajmniej wspomnieć, lecz nie ma już na to miejsca.
Tego samego dnia, 28 lipca, pojawia się też ustawa o partnerstwie pub-liczno-prywatnym, wchodząca w życie 6 października. Jest to całkiem nowy akt prawny, niemający odpowiednika we wcześniejszych regulacjach, a ocenę jego praktycznego znaczenia dla inwestycji budowlanych ocenić będzie można najwcześniej po roku, dwóch.
Czego w 2005 roku zabrakło?
Na pierwszy plan wysuwa się brak jakichkolwiek, a jakże potrzebnych, zmian w ustawie o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym (jeśli pominąć dwie, raczej mało istotne jej zmiany, wynikające z modyfikacji Prawa ochrony środowiska i Prawa wodnego). Ta uchwalona 27 marca 2003 roku i obowiązująca od 11 lipca 2003 roku ustawa uważa-na jest powszechnie za jedną z głównych przeszkód na cierniowej drodze inwestora budowlanego, a część z jej zapisów, może nawet ideowo słusznych, lecz jednocześnie w zderzeniu z praktyką wręcz kuriozalnych, całkowicie uniemożliwia, w sytuacji braku opracowanego i uchwalonego miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego (co z kolei jest sytuacją niemal nagminną), rozpoczęcie jakiejkolwiek działalności inwestycyjnej, nawet tak drobnej, jak budowa domku j ednoro dzinnego.
Zabrakło też, w nowelizacji Prawa budowlanego czy aktach wykonawczych do niego, ba, niechby nawet w oficjalnych interpretacjach z GUNB, kilku bardzo potrzebnych wyjaśnień, np.:
stwierdzenia wreszcie co to jest przyłącze (bo to, że jest ono urządzeniem budowlanym, to trochę za mało),
zmiany wyjątkowo nietrafionej definicji budynku mieszkalnego jednorodzinnego,
wyjaśnienia, że intencją ustawodawcy wcale nie było (jak to zrozumieli w części „architektur”) osobne wydawanie pozwolenia na budowę domu i obowiązek osobnego zgłaszania budowy jego kilku przyłączy,
urealnienia zakresu informacji do planu bioz (obecnie projektant musi tam opisywać rzeczy, o których jeszcze nie może mieć nawet pojęcia),
wytłumaczenia, że zapisy ustawy naprawdę nie zabraniają organowi pozwolić na rozpoczęcie robót objętych obowiązkiem zgłoszenia przed upływem magicznych 30 dni,
stwierdzenia, co należy rozumieć przez rozpoczęcie użytkowania, zagrożone kiedyś kilkusetzłotową grzywną, dziś sięgającą wielu tysięcy lub nawet dziesiątków tysięcy złotych (maksymalnie 175 000) opłatą legalizacyjną.
Nie zmieniono też nic (bo trzy malutkie nowelizacje, których nawet mało kto zauważył, są praktycznie do pominięcia) w Prawie zamówień publicznych i w licznych wydanych do niego aktach wykonawczych, co aż budzi zdziwienie. Ale to zapewne efekt koniecznej psychologicznej przerwy po wymianie w 2004 r. wszystkiego, co można było wymienić w tej dziedzinie.
Co przyniesie 2006 rok?
Niektóre zmiany są już więcej niż pewne, jak bardzo istotne modyfikacje przepisów dotyczących zamówień publicznych. Częściowo wynikające z wdrażania kolejnych dyrektyw unijnych, częściowo z pomysłów rodzimych legislatorów. Były one już tyle razy omawiane w różnego rodzaju publikacjach i prasie, że są powszechnie znane. A ich ocena…? Optymista powie – nareszcie będzie łatwiej – przy zamówieniach do wartości odpowiadającej 60 000 euro właściwie nie trzeba będzie stosować ustawy. Akurat prawda, powie pesymista – przecież trzeba będzie mieć i stosować własne procedury i to już od 3000 euro, a nie od 6000, jak do tej pory. Czyli, stwierdzi, jest to w praktyce dwukrotne obniżenie progu pozwalającego na swobodę zamawiającego. A już kierownik naszej instytucji, dostający nerwicy przed każdą coroczną kontrolą z NIK czy z RIO, doda taki pesymista – czarnowidz, skutecznie zadba, aby te procedury były w pełni zbieżne z ustawowymi.
Lada chwila powinno też ukazać się nowe rozporządzenie, tym razem wydane przez Ministra Transportu i Budownictwa, w sprawie samodzielnych funkcji technicznych, zastępujące to zdezaktualizowane z 18 maja. Jednak, patrząc na zapisy Prawa budowlanego mówiące o tym, że rozporządzenie to ma być skonstruowane tak, aby nie stwarzało wątpliwości interpretacyjnych przy jego praktycznym stosowaniu (tj. aby jasne było, do czego upoważniają jakie uprawnienia, tak te wydawane dzisiaj, jak i te z odległej przeszłości), trudno przypuszczać, aby udało się wydać je szybko i dobrze.
„Chodzą” sprawdzone pogłoski, że w pewnych gremiach rozpoczęto już prace nad całkiem nową ustawą regulującą kompleksowo problemy budownictwa, pod roboczą nazwą Kodeks budowlany. I że podobno pomysł ten uzyskał akceptację na odpowiednio wysokich szczeblach. Czy w ogóle realne jest stworzenie takiego uniwersalnego aktu? Jak mówią Rosjanie no>KbiBeM -yBHflHM.
Nie zapominając o nadziei, że poprawione zostaną wreszcie przepisy dotyczące planowania i zagospodarowania przestrzennego, życzę nam wszystkim udanego (również legislacyjnie) roku 2006 roku.
dr inż. JERZY DYLEWSKI